Niskie wyceny oraz rosnące wymogi regulacyjne w ostatnich miesiącach skutecznie zniechęcały nowe spółki do wejścia na GPW. O wiele więcej było informacji na temat wezwań i planów zdjęcia firm z giełdy. Wyjątkiem jest branża gier, która – jak mówi Wiesław Rozłucki, były prezes i współtwórca GPW – jak żadna inna cieszy się niezmiennie ogromnym i uzasadnionym zainteresowaniem inwestorów. – Pozostałe gałęzie gospodarki stoją w jej cieniu – zauważa Rozłucki.
Kolejne przedsiębiorstwo z branży gier, czyli BoomBit, zadebiutuje na GPW najprawdopodobniej za około miesiąc. Spółka zamierza wyemitować 1,3 mln papierów, za które chce pozyskać 46 mln zł. Oferta publiczna obejmuje również sprzedaż 1,52 mln akcji należących do dotychczasowych współwłaścicieli, którzy po IPO będą mieli roczny lock up na sprzedaż akcji. Zapisy dla inwestorów indywidualnych ruszają we wtorek i potrwają do 16 kwietnia. – Zakładamy, że uda nam się zadebiutować w pierwszej połowie maja – zapowiada Marcin Olejarz, prezes BoomBitu. Cena maksymalna w ofercie wynosi 35,5 zł za sztukę. W prospekcie czytamy, że koszty oferty wyniosą maksymalnie około 6,55 mln zł.
CZYTAJ TAKŻE: Gry wideo: sex i krwawe jatki mają przyciągnąć graczy
BoomBit produkuje i wydaje gry w formule free to play (przychody pochodzą z zakupów w aplikacji) na platformy iOS oraz Android, a także gry na Nintendo Switch. Środki z emisji akcji chce przeznaczyć głównie na dwa cele. Około 40 mln zł mają pochłonąć wydatki na marketing i pozyskanie użytkowników do trzech istniejących produkcji („Tanks a Lot!”, „Darts Club” i „Tiny Gladiators 2”) oraz nowych. Z pozostałych 6,2 mln zł sfinansuje rozwój kolejnych gier oraz kluczowych narzędzi. – Nie widzimy żadnego zagrożenia w przypadku pozyskania z oferty mniej, niż zakładane 46 mln zł. Dalej będziemy się rozwijać. Mamy dużo nowych gotowych gier, które czekają na wydanie – zapewnia Olejarz. Szacuje, że w I kwartale tego roku marketing kosztował od 150 to 180 tys. dolarów miesięcznie.