Po wtorkowym debiucie Klabatera, nazywanego wnuczką CD Projektu, na parkiecie mamy już 33 spółki z tego sektora. Entuzjazm inwestorów dobrze obrazuje handel akcjami Klabatera. Nie mógł ruszyć, tak wielu było chętnych do zakupu – po cenie znacząco przewyższającej kurs odniesienia na pierwszą sesję.
Imponująca kapitalizacja CD Projektu – który jest wizytówką branży, głośne premiery gier autorstwa polskich firm oraz niekończąca się fala debiutów z tego sektora – to tylko jedna strona medalu. Rzadziej natomiast mówi się o studiach, których gry poniosły porażkę, a notowania akcji stanowią zaledwie ułamek ceny z oferty poprzedzającej debiut. Wbrew pozorom takich też nie brakuje.
CZYTAJ TAKŻE: Klabater zagrał na giełdzie
Przeanalizowaliśmy zmiany notowań producentów i wydawców gier, którzy zadebiutowali na GPW i NewConnect w ostatnich pięciu latach. Wnioski? Średnia stopa zwrotu (liczona w stosunku do cen akcji z oferty) wygląda imponująco i wynosi 57 proc. Jednak statystykę mocno zawyżają takie firmy jak 11 bit studios, ECC Games czy PlayWay, gdzie wzrosty są trzycyfrowe. Bliższa prawdy jest mediana, która pokazuje, że spółki z tej branży od czasu debiutu podrożały przeciętnie o ok. 10 proc.
Wśród analizowanych firm niemal połowa jest wyceniana obecnie niżej niż w ofercie. Można z tego wyciągnąć przewrotny wniosek, że prawdopodobieństwo trafienia na firmę wzrostową w tej branży jest niemal takie samo jak trafne typowanie podczas rzutu monetą. To jednak duże uproszczenie, bo podejmując decyzję inwestycyjną, nie zdajemy się na ślepy los: mamy przecież szereg informacji, które warto wziąć pod uwagę. Eksperci radzą, żeby przyjrzeć się, jak do tej pory radziła sobie dana spółka, jak sprzedawały się jej gry oraz kto zasiada w zarządzie i radzie nadzorczej.