W wielu rodzinach na Wyspach zapanowało ogromne zamieszanie. W wyniku kłopotów z działaniem systemu rejestracji aktów urodzeń, zgonów i małżeństw Brytyjczycy nie są w stanie zapisać w aktach tych ważnych wydarzeń życiowych. A to z kolei powoduje, że nie mogą uzyskać niezbędnych dokumentów, czy to przydatnych przy ubieganiu się o różnego rodzaju świadczenia, czy w podróży.

CZYTAJ TAKŻE: Pożar w firmie Polaka uderzył w internet na całym świecie

Media na Wyspach informują o istnym efekcie domina. Fala krytyki wylewa się pod adresem tamtejszego resortu spraw wewnętrznych. Ten nie zareagował w porę, by zapobiec kryzysowi. A pierwsze awarie komputerów w urzędach stanu cywilnego po raz pierwszy zgłoszono już na początku ubiegłego miesiąca. Dodatkowo sprawę skomplikowały braki personel, co – wraz z „efeltem pandemii” – wpłynęło na szybkość usług w urzędach lokalnych. W konsekwencji nie obyło się bez komplikacji np. przy wydawaniu paszportów, czy innych ważnych dokumentów.

Cytowana przez „Guardiana” Laura Mogford, pielęgniarka weterynaryjna mieszkająca w Newport (południowa Walia), powiedziała, że od prawie trzech miesięcy próbuje zarejestrować narodziny swojego syna Arthura. W efekcie kobieta nie może ubiegać się o zasiłek rodzinny. „Znam inną mamę, której dziecko urodziło się prawie miesiąc przed Arthurem i nadal czeka na zarejestrowanie porodu” – oburza się Mogford.

Na razie nie wiadomo, jak długo mogą jeszcze potrwać problemy z systemem IT urzędów stanu cywilnego.