Wystarczy przesłać zdjęcie twarzy na stronę PimEyes, a natychmiast pokaże wszystkie zdjęcia użytkownika, które znalazła w internecie. Nawet te, których sam nie umieścił. Strona miała pomagać osobom, które padły ofiarami stalkerów i przestępców. Okazało się jednak, że wyszukiwarka jest tak dobra, że stała się narzędziem przestępców, śledzących swoje ofiary w sieci. Odnalezienie kogoś w zasobach internetu zajmuje raptem kilka sekund.
CZYTAJ TAKŻE: Straszą AI i rozpoznawaniem twarzy. „To niedemokratyczne”
O budzącej kontrowersje polskiej wyszukiwarce było głośno w Europie już w ubiegłym roku. Teraz rozpisują się na jej temat amerykańskie media. Kontrowersje wokół niej opisał CNN, porównując do amerykańskiej aplikacji Clearview AI pozwalającej na identyfikowanie osób na podstawie bazy 3 mld zdjęć, które ściągnięto z internetu bez zgody właścicieli zdjęć, m.in. z Facebooka i YouTube’a.
O ile jednak Clearview AI udostępniało swój algorytm klientom za opłatą, o tyle polska aplikacja jest darmowa i dostępna dla wszystkich, nie wymaga nawet zalogowania się na stronie. Za dodatkową opłatą (od 29,99 dolara za miesiąc) można uzyskać dostęp do bardziej zaawansowanych narzędzi i funkcji, jak wyświetlenie pełnowymiarowego obrazu. A także do ustawiania alertów, gdy PimEyes znajdzie w internecie nowe zdjęcia twarzy, które według oprogramowania pasują do przesłanego przez użytkownika.
W ofercie jest też płatny plan dla firm, który kosztuje 299,99 dolara miesięcznie i pozwala firmom na nieograniczone wyszukiwanie i skonfigurowanie 500 alertów – informuje CNN. Obrazy pochodzą z różnych stron internetowych, w tym firmowych, medialnych, a także pornograficznych, by użytkownicy byli w stanie sprawdzić, czy nie padli ofiarą tzw. revenge porno.