LiveStreaming tryumfy świeci w Chinach. Miesiąc temu znana influencerka Viya w kilka minut sprzedała produkty trzech marek jednej firmy za 1 mln euro. Z kolei Yin Shihang zapowiedział milionom swoich fanów, iż podczas transmisji mogą spodziewać się wielkiego wydarzenia – w domyśle oświadczyn – jednak kilkugodzinna sesja przerodziła się w niekończący się seans sprzedażowy. Promowane przez niego marki miały sprzedać towary za miliony, ale jednocześnie wpłynęło 23 tys. skarg od rozgoryczonych widzów, którzy poczuli się oszukani.
Tandeta, ale działa
– Chińczycy nie mają sentymentów, ich transmisje wyglądają jak polskie telezakupy z początku lat 90. I to działa. Gdy próbuje się to unowocześniać i podawać w bardziej eleganckiej formie, wówczas traci siłę – mówi przedstawiciel polskiego e-sklepu.
CZYTAJ TAKŻE: Najnowsze dane. W wydatkach na e-zakupy lider jest jeden
W Chinach chwyciło. Research Consulting Group szacuje, iż już w 2020 r. 62 proc. internautów prowadziło transmisje online, zaś wartość sprzedaży dokonywanej w ten sposób szacowano na ok. 66 mld dol. Co roku ten sektor może nawet podwajać swoją wartość, co pokazuje, jak wielkie widać szanse przed takim rozwiązaniem. Nic więc dziwnego, że wielkie chińskie platformy e-handlu już próbują je przenosić do Polski. Robi to już AliExpress.
– Zdecydowanie widzimy wzrost oglądalności transmisji na żywo wśród polskich klientów AliExpress. Obecnie prowadzimy livestreaming w 14 różnych językach i widzimy, że język polski znajduje się w pierwszej piątce najczęściej oglądanych na platformie – mówi Gary Topp, dyrektor operacyjny na Europę Środkowo-Wschodnią w AliExpress.