To była już ósma próba megarakiety Starship, która ma zabierać ludzi na Księżyc i Marsa. Starship wystartował w nocy z bazy SpaceX w Coca Chica w Teksasie. O ile jednak 70-metrowy dolny człon zgodnie z planem powrócił i został efektownie złapany przez ramiona platformy mechazilla, górny stopień nie miał tyle szczęścia. Po dziesięciu minutach lotu na wysokości około 145 km, doszło do awarii czterech z sześciu silników i utraty kontroli nad statkiem.
Zakłócenia w ruchu lotniczym po eksplozji Starshipa
Z uwagi na opadające nad Morzem Karaibskim szczątki Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) na nieco ponad godzinę wstrzymała loty czterech z lotnisk na Florydzie. Wciąż występują w tym regionie USA opóźnienia w ruchu lotniczym. Mieszkańcy Florydy donosili w mediach społecznościowych o efektownym widoku płonących szczątków statku.
Podobna sytuacja miała miejsce podczas misji nr 7 na początku tego roku. Wtedy też niebo nad wyspami Turks i Caicos rozświetliły spadające elementy rakiety i na jakiś czas wstrzymano ruch lotniczy. Przyczyną awarii był wówczas prawdopodobnie wyciek ciekłego tlenu.
Zgodnie z planem ósmej misji próbnej statek miał rozmieścić w kosmosie cztery ładunki – imitacje satelitów Starlink około 17,5 minut po starcie, a potem wpaść do Oceanu Indyjskiego – około 50 minut później. Podczas powrotu w atmosferę miano przetestować alternatywne materiały ochronne statku, w tym metalowe płytki z aktywnym chłodzeniem.