Potencjał drzemie w budowie społeczności wokół projektu

Arkadiusz Regiec, prezes platformy Beesfund mówi o polskim rynku crowdfundingu udziałowego.

Publikacja: 29.01.2018 21:00

Arkadiusz Regiec, prezes platformy Beesfund.

Arkadiusz Regiec, prezes platformy Beesfund.

Foto: materiały prasowe

Rz: Equity crowdfunding, czyli finansowanie społecznościowe projektów w zamian za udziały w nim, to coraz popularniejsza forma pozyskiwania kapitału w Polsce. Czy startupy dostrzegły już ten potencjał pozyskania kapitału?

Tak, ale crowdfunding to nie tylko kolejny kanał zdobywania finansowania dla startupu. Ten potencjał drzemie również w budowaniu społeczności wokół danego projektu i sprawdzania swojego modelu biznesowego.

W jaki sposób?

Equity crowdfunding to oczywiście sposób na pozyskanie kapitału. Jednak drugie tyle korzyści otrzymujemy od społeczności. Ci ludzie, którzy inwestują, zaczynają być naszymi realnymi klientami. Zatem zakłada się, że jeżeli w ramach platformy Beesfund startup pozyskuje 400 tys. zł finansowania, to kolejne 400 tys. zł zyska w sprzedaży produktów lub usług. Dzięki crowdfundingowi udziałowemu sprawdzamy, czy ludzie są zainteresowani naszą ofertą, czy istnieje grupa konsumencka na nasze produkty i budujemy grono odbiorców. To ważny test rynkowy. Podam przykład tzw. browaru rzemieślniczego Inne Beczki (spółka na Beesfundzie w 11 dni uzbierała planowane 400 tys. zł – red.), który zgromadził ponad 700 inwestorów. W ten sposób browar zbudował faktyczny klub konsumencki. Akcjonariusze regularnie kupują to piwo w sklepach, zamawiają je w lokalach.

Equity crowdfunding to zatem znacznie więcej niż kapitał. To budowa rynku i walidacja biznesu. Dzięki akcjom sprzedaży udziałów na Beesfund można uzyskać bowiem pierwszą wycenę spółki. Przecież przy jakiejś wycenie społeczność inwestorów zdecydowała się powierzyć swoje pieniądze. Spółka, siadając później do rozmów z funduszem venture capital czy aniołem biznesu, ma już punkt odniesienia.

Nie bez znaczenia dla startupów jest też to, że akcja na Beesfundzie to również konkretna akcja PR. Startup ma szansę na rozgłos. Poza tym uzyskuje wyjątkowy dostęp do całej grupy doradców. Inwestorami na Beesfundzie są bowiem bardzo często prawnicy, zawodowi inwestorzy, przedsiębiorcy, informatycy, a więc osoby, które są w stanie podnieść biznes na wyższy poziom.

Dotąd wydawało się, że startupy poszukują głównie inwestycji funduszy VC, aniołów biznesu, ewentualnie myślały o wejściu na giełdę. Equity crowdfunding może stać się skuteczną alternatywą?

Zainteresowanie spółek jest bardzo duże. Taka emisja staje się bowiem właśnie poważną alternatywą dla funduszy VC. Startupy czekają już ponad dwa lata na pieniądze z programów Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR), ale programy te musiały zostać uporządkowane. Pieniądze czekają na dystrybucję, ale w wymiarze praktycznym – przedsiębiorcy nie mogą liczyć na szybki zastrzyk finansowy z tego źródła. Tymczasem do nas przedsiębiorcy mogą przyjść w każdej chwili i za miesiąc wystartować z kampanią, a zebrane pieniądze trafią na konto ich firmy. To realna pomoc.

Startupom ciężko zdobyć kredyt, z kolei fundusze VC mają bardzo wyśrubowane kryteria, a zawierane z nimi umowy inwestycyjne potrafią być dla założycieli dolegliwe. Crowdfunding jest więc atrakcyjną alternatywą. Tu zgromadzonych jest 5 tys. zarejestrowanych inwestorów, z czego 2 tys. aktywnych, oczekujących na ciekawe projekty.

Barierą dla equity crowdfundingu jest jednak limit 400 tys. zł, które startup może pozyskać w zamian za udziały.

Warto podnieść tę granicę. Parlament Europejski przyjął dyrektywę, która zwiększa ten limit do 1 mln euro. Polska do lutego 2019 r. musi dostosować się do tych regulacji. W efekcie w ramach crowdfundingu udziałowego zamiast 400 tys. zł będzie można pozyskać 4 mln zł. To już poważne pieniądze, które mogą napędzić ten rynek.

Ale to niejedyna bariera dla crowdfundingu. Kluczowe są też ulgi podatkowe dla inwestorów. Te stały się jednym z motorów napędowych crowdfundingu w W. Brytanii. Ulgi na inwestycje w innowacyjne spółki sprawiają, że inwestorzy chętnie ponoszą ryzyko. W W. Brytanii dzięki temu można odpisać sobie nawet 0,5 mln funtów. Podobne zapisy byłyby oczekiwanym impulsem. Marzy mi się takie 500+ dla inwestorów.

Czyli?

Chodzi o możliwość odpisu 500 zł dla inwestorów. Equity crowdfunding ma być dla każdego, on demokratyzuje dostęp do kapitału, oczywiście przy tym również do ryzyka inwestycyjnego. Taka inwestycja w startup jest obarczona bardzo dużym ryzykiem, ale jest też szansa na bardzo duże zwyżki. Każdy obywatel w Polsce, przy zachowaniu zdrowego rozsądku, powinien mieć dostęp do takich inwestycji. Trzeba pamiętać, że tu jest jednak większe ryzyko niż w przypadku gry na giełdzie. Chodzi bowiem o spółki na wczesnym etapie rozwoju. Z drugiej strony rzadko która spółka giełdowa da zwrot z inwestycji w ciągu paru lat, zwrot np. razy 100, gdy dojdzie do wykupu inwestorów.

Inwestując, musimy pamiętać, że mrozimy pieniądze na minimum trzy–pięć lat, bo tyle z reguły spółka potrzebuje, żeby dojrzeć. Ale to ryzyko się zmieni, gdy zaczną korzystać z crowdfundingu małe spółki dywidendowe.

W odróżnieniu od giełdy za pośrednictwem waszej platformy można tylko kupować akcje. Nie ma obrotu.

Tak. Nie dajemy możliwości sprzedaży akcji, bo wtedy musielibyśmy stać się jakąś formą NewConnect.

A nie macie takich ambicji?

Bierzemy to pod uwagę. Ale skala naszego biznesu musiałaby być znacznie większa. Naszą ambicją jest, byśmy docelowo zostali wpięci w system rynku kapitałowego. Wówczas ścieżka wyglądałaby tak: Beesfund, NewConnect, GPW, z możliwością przeskakiwania etapów.

Dużo w kontekście startupów mówi się o funduszach VC, i słusznie, bo odgrywają one na tym rynku ważną rolę, ale – moim zdaniem – tym przyczajonym tygrysem jest wspomniany rynek kapitałowy i inwestorzy skupieni wokół giełdy. To tam są dziesiątki miliardów, które mogłyby być wlane w rodzime startupy.

Wspomniał pan o tym, że z equity crowdfundingu w Polsce mogą zacząć korzystać nie tylko startupy. Chcecie zatem postawić na dojrzalsze spółki?

To nasza cel. Będziemy szukać średnich firm, które charakteryzują się dynamicznymi zwyżkami. Bardzo duży impuls w polskiej gospodarce drzemie w firmach rodzinnych, które przechodzą moment sukcesji, przekazywania sterów młodemu pokoleniu. W akceleratorze chodzi nie tylko o startupy, ale również o małą i średnią przedsiębiorczość.

Jak daleko jesteśmy dziś od zachodnich rynków crowdfundingu?

Największym takim rynkiem w Europie jest rynek brytyjski, który odpowiada za ok. 30 proc. takich transakcji na naszym kontynencie. W W. Brytanii top inwestorami w startupy są dwie platformy crowdfundingowe: Seedrs oraz Crowdcube. Dokonują one więcej inwestycji – pod względem ilościowym, nie wartościowym – niż fundusze VC i pozostali inwestorzy, jak choćby Scottisch Enterprise. Te dwie platformy przeprowadziły w sumie w 2016 r. 250 inwestycji. Kolejnych dwóch inwestorów z listy największych w W. Brytanii łącznie doprowadziło do 85 takich transakcji. Platformy crowdfundingowe na Wyspach odpowiadają w sumie za 19 proc. inwestycji na tamtejszym rynku equity. Na tym przykładzie widać, że polski rynek crowdfundingu udziałowego ma jeszcze długą drogę do pokonania. W Polsce crowdfunding odpowiada bowiem za 1 proc. rynku equity pod względem wartościowym.

Czyli jeszcze raczkujemy?

Zdecydowanie. Nasz rynek jest mocno zapóźniony. U nas equity crowdfunding wciąż brzmi dość egzotycznie. A w W. Brytanii z takich portali korzystają już same fundusze VC. Platformy crowdfundingowe to idealne narzędzie do tego, o czym mówiłem wcześniej – budowy społeczności, weryfikacji modelu biznesowego na dużej próbie ludzi i jego wyceny. Fundusze oferują tam startupom finansowanie, ale uzależniają je od powodzenia kampanii crowdfundingowej. Mówią więc: damy wam milion funtów, o ile drugie tyle uzbieracie od społeczności internetowej. Equity crowdfunding stał się więc bardzo ciekawym i perspektywicznym narzędziem.

Czy w Polsce rynek equity crowdfindingu rozwija się w tym samym kierunku?

Tak, widać rosnące zainteresowanie funduszy. Za przykład mogą posłużyć emisje na naszej platformie, które przeprowadziły startupy Faktorama, JustChopped i ACR. To trzy emisje, gdzie inwestorem początkowym były właśnie fundusze VC. Fundusz Speedup Venture na naszej platformie przeprowadził już dwie emisje. To pierwsze oznaki marszu w tę stronę, w którą rynek rozwija się w W. Brytanii. Obecnie prowadzimy bardzo dużo rozmów z funduszami. Myślę, że ten rok przyniesie prawdziwą eksplozję rozwoju tego modelu finansowania.

Mówi się, że na rodzimym rynku jest dużo pieniędzy na etapie seed, czyli na początkową fazę rozwoju startupu, ale brakuje pieniędzy na kolejne etapy. Też widzicie ten problem?

Jestem spokojny. Na dobre startupy pieniądze się znajdą. Nie jestem przekonany natomiast, że państwo powinno budować rynek VC czy też specjalnie mocno angażować się w jego tworzenie. Faktem jest, że globalne wejście na wiele rynków wymaga gigantycznych pieniędzy. Ale czy państwo jest w stanie to udźwignąć? Według mnie kluczem powinny być zachęty dla inwestorów. Do ekspansji nie potrzebujemy też wcale zagranicznych funduszy VC.

Skąd więc czerpać pieniądze?

Ekspansję udźwignie rodzimy rynek kapitałowy. Giełda to gigantyczne pieniądze, które nie odnalazły się w ekosystemie startupów. GPW może mieć ogromną rolę do odegrania, przekraczając możliwości wszystkich funduszy. Wiąże z nią duże nadzieje.

Dla mnie szansą dla startupów byłby miks: wsparcie państwa w postaci PFR, giełda, fundusze VC i zagraniczni inwestorzy.

A czy sam Beesfund myśli o wyjściu za granicę?

Tak. Wkrótce będziemy mieli pierwszego zagranicznego emitenta. Mamy już zagranicznych inwestorów. Chcemy być największą platformą w regionie międzymorza. To nasz cel strategiczny. Chcemy pomagać startupom z Litwy, Łotwy, Estonii, Bułgarii, Węgier, Białorusi i Ukrainy, a nawet krajów byłej Jugosławii, czy Gruzji. Poszukujemy też inwestorów na Zachodzie.

CV

Arkadiusz Regiec jest prezesem platformy corwdfundingu udziałowego Beesfund, a także założycielem i wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Crowdfundingu. Ma 41 lat, olsztynianin, absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego i politologii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Związany jest z Fundacją Republikańską.

Rz: Equity crowdfunding, czyli finansowanie społecznościowe projektów w zamian za udziały w nim, to coraz popularniejsza forma pozyskiwania kapitału w Polsce. Czy startupy dostrzegły już ten potencjał pozyskania kapitału?

Tak, ale crowdfunding to nie tylko kolejny kanał zdobywania finansowania dla startupu. Ten potencjał drzemie również w budowaniu społeczności wokół danego projektu i sprawdzania swojego modelu biznesowego.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes Ludzie Startupy
Polska sztuczna inteligencja walczy z depresją. Jak poprawić nastrój?
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Biznes Ludzie Startupy
Jak zbadać zadowolenie pracowników?
Biznes Ludzie Startupy
Prąd popłynie z latawca. Polska firma rzuca wyzwanie wiatrakom i panelom solarnym
Biznes Ludzie Startupy
Smartfony już rządzą. Co Polacy kupują przez aplikacje mobilne?
Biznes Ludzie Startupy
Ratunek dla rolników i ziemii. Polscy naukowcy zdecydowanie zredukują zużycie nawozów