Rz: Equity crowdfunding, czyli finansowanie społecznościowe projektów w zamian za udziały w nim, to coraz popularniejsza forma pozyskiwania kapitału w Polsce. Czy startupy dostrzegły już ten potencjał pozyskania kapitału?
Tak, ale crowdfunding to nie tylko kolejny kanał zdobywania finansowania dla startupu. Ten potencjał drzemie również w budowaniu społeczności wokół danego projektu i sprawdzania swojego modelu biznesowego.
W jaki sposób?
Equity crowdfunding to oczywiście sposób na pozyskanie kapitału. Jednak drugie tyle korzyści otrzymujemy od społeczności. Ci ludzie, którzy inwestują, zaczynają być naszymi realnymi klientami. Zatem zakłada się, że jeżeli w ramach platformy Beesfund startup pozyskuje 400 tys. zł finansowania, to kolejne 400 tys. zł zyska w sprzedaży produktów lub usług. Dzięki crowdfundingowi udziałowemu sprawdzamy, czy ludzie są zainteresowani naszą ofertą, czy istnieje grupa konsumencka na nasze produkty i budujemy grono odbiorców. To ważny test rynkowy. Podam przykład tzw. browaru rzemieślniczego Inne Beczki (spółka na Beesfundzie w 11 dni uzbierała planowane 400 tys. zł – red.), który zgromadził ponad 700 inwestorów. W ten sposób browar zbudował faktyczny klub konsumencki. Akcjonariusze regularnie kupują to piwo w sklepach, zamawiają je w lokalach.
Equity crowdfunding to zatem znacznie więcej niż kapitał. To budowa rynku i walidacja biznesu. Dzięki akcjom sprzedaży udziałów na Beesfund można uzyskać bowiem pierwszą wycenę spółki. Przecież przy jakiejś wycenie społeczność inwestorów zdecydowała się powierzyć swoje pieniądze. Spółka, siadając później do rozmów z funduszem venture capital czy aniołem biznesu, ma już punkt odniesienia.