Ryzyko związane ze zbyt dużą koncentracją produkcji w Chinach jest od dawna znane kierownictwu Apple’a, ale przez lata niewiele robiło, aby je zmniejszyć. Państwo Środka zapewniało bowiem wykształconą i sumienną siłę roboczą, stabilność polityczną i ogromny lokalny rynek dla produktów koncernu.
Lockdown i protesty w miejscu zwanym iPhone City, czyli mieście Zhengzhou w Chinach, gdzie aż 300 tys. osób pracuje w fabryce prowadzonej przez podwykonawcę Apple’a, tajwański Foxconn, zmieniły optykę koncernu – pisze „The Wall Street Journal”.
Koncerny nie czują komfortu
To kropla, która przelała czarę goryczy. Już bowiem dwa lata temu załamanie łańcuchów dostaw za sprawą Covid-19 zaczęło chwiać statusem Chin jako stabilnego centrum produkcyjnego. Obecne protesty przeciw restrykcjom związanym z polityką „zero-covid” (a nawet szersze przeciw partii komunistycznej) powodują, że Apple nie czuje się już komfortowo, mając tak wiele swojej działalności ulokowanej w jednym miejscu, mówią analitycy i menedżerowie związani z łańcuchem dostaw Apple’a.
Efekt jest taki, że konsumenci robiący świąteczne zakupy utknęli w jednej z najdłuższych kolejek po wysokiej klasy iPhone’y w 15-letniej historii produktu. Apple wydał rzadkie ostrzeżenie w połowie kwartału w listopadzie, że dostawy modeli Pro zostaną dotknięte ograniczeniami w zakładzie w Zhengzhou, gdzie wytwarza się ich aż 85 proc.
– W przeszłości ludzie nie zwracali uwagi na ryzyko koncentracji – powiedział „WSJ” Alan Yeung, były dyrektor wykonawczy Foxconnu, który jest największym podwykonawcą Apple’a z licznymi fabrykami ulokowanymi w Państwie Środka. – Wolny handel był normą i wszystko było bardzo przewidywalne. Teraz weszliśmy w nowy świat.