Sony zaskoczyło, bowiem – poza „tradycyjną” konsolą z napędem optycznym, do sprzedaży wprowadzi bliźniaczy sprzęt, ale bez niebieskiego lasera Blu-ray. A to oznacza, że gracze, którzy zdecydują się na taką wersję, nie będą mogli kupować płyt, a jedynie „ściągać” interesujące ich tytuły online. I właśnie mocne zaangażowanie się Sony w dystrybucję gier w wersji cyfrowej to kluczowy element strategii związanej z wdrożeniem PS5.
Koncern przygotował magnes na klientów, by wybierali konsole bez napędu optycznego – urządzenie ma być aż 450 zł tańsze od bliźniaka z możliwością odtwarzania płyt. Za PS5 zapłacić będzie trzeba więc prawie 2,3 tys. zł, podczas gdy PS5 Digital Edition – 1849 zł.
CZYTAJ TAKŻE: Idzie wojna na konsole. Nowości od Sony i Microsoftu
Daniel Ahmad, ekspert rynku gier, analityk w Niko Partners, uważa, że to świetna zagrywka producenta – wielu klientów skusi się na tańszy sprzęt, ale w przyszłości nie będzie mogło kupować gier na płytach, na których Sony ma niższą marżę (ok. 30 proc.). Ta zdecydowanie wyższa jest (ok. 50 proc.) na tytułach cyfrowych sprzedawanych z własnego e-sklepu japońskiej firmy. Ekspert na Twitterze wskazuje jednocześnie, że już teraz cyfrowa dystrybucja gier zdominowała ten rynek. „Ostatnie dane finansowe Sony pokazują, że między lipcem 2019 r. a końcem czerwca 2020 r., w cyfrowy sposób sprzedano ok. 60 proc. gier na PS4” – pisze Ahmad.
Sony, obniżając cenę konsoli bez napędu optycznego, jednocześnie podniesie ceny samych gier. Wysokobudżetowe tytuły koncernu, tworzone na wyłączność na jego konsolę, mają kosztować 80 euro (obecnie to 60 euro). Firm dobrze zarobi również na oprzyrządowaniu konsoli – za dodatkowy kontroler haptyczny DualSense trzeba będzie zapłacić 319 zł, a za kamerkę HD – 269 zl. Fani z pewnością zainteresują się również dedykowanymi słuchawkami Pulse 3D za niemal 450 zł, czy stacją ładowania padów.