Powszechna dostępność oprogramowania do analiz baz patentowych pozwala precyzyjnie ocenić wartość wypracowanej własności intelektualnej. Po ograniczeniu poszukiwań do polskich wynalazców otrzymujemy informacje o około 25 tysiącach rodzin patentowych (wynalazkach chronionych w więcej niż jednym kraju) zgłoszonych przez rodzimych twórców. Na papierze wszystko wygląda doskonale. Od 2005 do 2015 roku liczba przyznawanych patentów diametralnie rosła – od 305 do 1234 rocznie. Najbardziej aktywne w tym zakresie były publiczne uniwersytety, które zajęły ponad połowę miejsc spośród 30 najwyżej notowanych zgłaszających. Wynalazki zastrzegano głównie na rynku europejskim (4046), amerykańskim (3504) i polskim (3353).
Realny obraz otrzymujemy dopiero po przejściu ze wskaźników stricte ilościowych do jakościowych. Z analizy aktualnego statusu prawnego patentów wynika, że tylko 19,8 proc. z nich wciąż chroni własność intelektualną. 11,2 proc. czeka na rozpatrzenie, a pozostałe 69 proc. nie ma już żadnej wartości komercyjnej ze względu na utracenie (33,5 proc.), wygaśnięcie (32,2 proc.) lub odwołanie ochrony (3,3 proc.).
CZYTAJ TAKŻE: Bitwa na patenty – Koreańczycy na czele
Co ciekawe, podejście przedsiębiorstw i uczelni wyższych do zgłoszeń patentowych jest różne. O ile w przypadku biznesu większość wynalazków wciąż podlega ochronie, o tyle uniwersyteckie portfolio składa się z rozwiązań, których ochrona już wygasła. Spekulując, przyczyn tej sytuacji może być wiele – od słabej jakości pomysłów przez zgłoszenia realizowane jedynie z myślą o akademickiej punktacji po brak środków na przedłużenie ochrony już po przyznaniu patentu. Nie pozostawia jednak wątpliwości fakt, że sektor prywatny ma bardziej rzeczowe podejście do własności intelektualnej, a działania szkół wyższych w tym zakresie cechuje głęboka niekonsekwencja.