Postępująca w ostatnich latach cyfryzacja nie ominęła sektora publicznego, który w transformację cyfrową inwestuje rekordowe kwoty. Popyt generowany przez publiczne zakupy sprzętu i oprogramowania mógłby być ogromną szansą rozwoju polskich przedsiębiorstw sektora ICT. Niestety polskie firmy nie mogą tej szansy w pełni wykorzystać, bo ich pozycja konkurencyjna wobec największych, międzynarodowych graczy jest osłabiona. Prawo regulujące zamówienia publiczne nie nadąża za zmianami technologicznymi, zamiast promować oferty zawierające najnowsze, najbardziej zaawansowane rozwiązania, stwarza warunki, które preferują znane, ale lekko przeterminowane rozwiązania dostarczane przez zagranicznych gigantów rynku. W efekcie transformacja cyfrowa polskiego sektora publicznego nie dokonuje się z istotnym udziałem najbardziej innowacyjnych krajowych przedsiębiorstw i nie wykorzystuje pełnego potencjału ich rozwiązań.
Rynek zamówień publicznych w Polsce odpowiada za około 9 proc. PKB. Jest wart blisko 280 mld zł. Wartość umów na rozwiązania ICT nie stanowi wciąż jego szczególnie dużej części i w latach 2015–2017 wahała się od 4,5 do 7,3 mld zł rocznie. Wszechobecna cyfryzacja zachodząca w urzędach, szpitalach, szkołach, sądach czy w jednostkach wojskowych wiąże się jednak z popytem na rozwiązania cyfrowe w sektorze publicznym. Według raportu „Cyfryzacja sektora publicznego: Jak w Polsce zamawiane są produkty ICT przez administrację?” Związku Cyfrowa Polska rok 2025 może być rekordowy pod względem zamówień publicznych na systemy informatyczne. Mówimy zatem o potężnych kwotach, które trafią albo do polskich przedsiębiorców, albo zostaną wytransferowane za granicę.
Sztucznej inteligencji mówimy tak… i nie
Dziś wiele procedur przetargowych nie tylko nie premiuje innowacyjności, ale wręcz zniechęca lub zabrania jej stosowania, np. negatywnie oceniając wykorzystanie sztucznej inteligencji, automatyzacji czy nowoczesnych modeli wdrożeniowych. To paradoks, bo z jednej strony urzędnicy odpowiedzialni za systemy informatyczne poszukują nowych rozwiązań, chcą, by mechanizmy, które wspierają administrację były wydajne, chcą dotrzymywać kroku podmiotom gospodarczym. Niestety potem ktoś inny tworzy specyfikację warunków przetargu i okazuje się, że wykorzystanie sztucznej inteligencji i innych nowoczesnych rozwiązań cyfrowych często prowadzi do obniżenia szans oferty lub jej odrzucenia.
Dzieje się tak, że w systemie zamówień publicznych ideałem jest łatwo policzalne kryterium. Typowym jest cena. Ale oferty na systemy IT muszą być rozróżnialne także przy pomocy bardziej fachowych kryteriów, często trudnych do policzenia. Dlatego, trochę dla zachowania pozorów, w ramach oceny ofert wprowadzane są elementy na pozór policzalne, jednak nie oddające poziomu zaawansowania technologicznego proponowanych systemów. Następstwem takiego podejścia i takich wytycznych może być niegospodarność i jawne marnowanie środków publicznych, zamiast kupić coś, co będzie wykorzystywało maksimum potencjału, jaki dziś oferuje rynek, jako Polska decydujemy się na niekoniecznie tańsze, a przy okazji średnio zaawansowane rozwiązania.
Firmy, ludzie i pieniądze wracające do budżetu
Kupowanie systemów „Made in Poland” oznacza impuls rozwojowy dla polskich firm. Pamiętajmy, że rosnąc będą budować siłę polskiego sektora informatycznego, który z powodzeniem mógłby konkurować na zagranicznych rynkach. To też wielka szansa dla polskich informatyków, których wiedza i cenione na całym świecie wysokie kompetencje mogłyby budować potencjał przede wszystkim polskiej gospodarki zamiast przyczyniać się do sukcesów zagranicznych przedsiębiorstw. Wreszcie faktura z polskiej firmy oznacza, że podatki trafią w całości do naszego budżetu.