Prowadzi pan przełomowe badania nad AI w medycynie w kalifornijskim laboratorium Google’a, a na koncie ma publikacje w prestiżowym „Nature” i międzynarodowe patenty. Kiedy zobaczymy korzyści z wprowadzania AI w medycynie? I gdzie się pojawią?
AI otwiera szerokie możliwości w wielu obszarach ochrony zdrowia. Można wyobrazić sobie konsumenckie zastosowania w aplikacjach do tworzenia spersonalizowanych planów treningowych czy dietetycznych. Z drugiej strony sztuczna inteligencja umożliwia automatyzację licznych procesów back-office’owych, np. sprawdzanie, czy dana procedura będzie refundowana dla konkretnego pacjenta. Co więcej, takie modele pomagają budować tzw. systemy eksperckie, pozwalające konsyliom onkologicznym na wydajne przeszukiwanie całej literatury naukowej pod kątem publikacji dotyczących bardzo rzadkich odmian nowotworu, co jest niezwykle cenne w ich diagnostyce i leczeniu.
Jednak dziedziną, w której najwcześniej i najwyraźniej widać było zaangażowanie oraz korzyści z zastosowania AI, były techniki obrazowania. Chodzi tu o interpretowanie zdjęć medycznych, np. rentgenowskich, rezonansów magnetycznych, USG itp. Jest to proces dość powtarzalny i to właśnie w nim w pierwszej kolejności zmaterializowały się korzyści płynące z nowej technologii.
Dlaczego?
Nie jest przypadkiem, że najwięcej uwagi w dziedzinie AI w medycynie poświęca się programom przesiewowym. Jest to bowiem ta część tzw. lejka medycznego, gdzie mamy do czynienia z dużymi wolumenami danych, a ich interpretacja jest zwykle mniej skomplikowana niż na etapie badań diagnostycznych czy planowania terapii. Chodzi o szybką ocenę, czy dany przypadek wymaga dalszej, pogłębionej diagnostyki – na przykład w przypadku profilaktyki raka piersi – wykonania drugiego mammogramu, USG czy rezonansu magnetycznego. Właśnie tutaj notujemy znaczące postępy zarówno pod kątem dokładności takiej decyzji, jak i jej szybkości czy kosztu wykonania.
Czy w przyszłości lekarze nie będą potrzebni? Sztuczna inteligencja zrobi badanie piersi, postawi diagnozę na podstawie doświadczeń tysięcy lekarzy i badań, a na koniec wypisze leki albo skieruje na operację.
Stopień automatyzacji w medycynie zależy od powtarzalności procesów i realnych potrzeb w danej dziedzinie. Doskonałymi przykładami są radiologia i patomorfologia. Już teraz w wielu krajach europejskich zaczyna brakować radiologów. Łatwo sobie wyobrazić, że najbardziej rutynowe elementy ich pracy – takie jak wstępna analiza czy wyszukiwanie anomalii na zdjęciach – zostaną zautomatyzowane. To pozwoli lekarzom skupić się na bardziej złożonych, unikalnych przypadkach, które wymagają głębszej analizy, doświadczenia i interakcji z pacjentem.
Kwestia regulacji prawnych zdecyduje o tym, czy ostateczna diagnoza będzie przypisywana AI, czy też AI będzie tylko narzędziem wspierającym lekarza. Jako społeczeństwo musimy sobie wspólnie odpowiedzieć na pytanie, na ile komfortowo czulibyśmy się z oddelegowaniem tak dużej odpowiedzialności maszynie, jeśli oznaczałoby to np. dokładniejszą diagnozę, krótsze kolejki czy tańsze leczenie. Być może oba rozwiązania będą istniały obok siebie, dostosowując się do potrzeb różnych grup pacjentów.