Przez dwa dni mijającego tygodnia przysłuchiwałem się publicznym i niepublicznym dyskusjom podczas konferencji Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej w Jachrance. Choć nadrabiają miną, gdziesik lęk widać w oczach naszych operatorów sieci kablowych. Żadna to ujma, bo ten sam lęk wyziera z oczu przedstawicieli całej branży kablowej w Europie: „Zregulują nas, czy nas nie zregulują…”
Przedstawiciele tej branży tak zawzięcie dyskutują o Agendzie Cyfrowej, tak gorąco przekonują o swojej kontrybucji dla niej, że człowiek – wbrew zdrowemu rozsądkowi – zaczyna wierzyć, że faktycznie mają na sercu realizację… A nie – chociażby – świadczenie adekwatnych dla sytuacji rynkowej usług telekomunikacyjnych. I – chociażby – zarabianie pieniędzy w wybudowanych sieciach.
I ja tę propagandę doskonale rozumiem! Powtórzona odpowiednią ilość razy stanie się powszechną opinią. Być może nawet dotrze do Brukseli i wywoła blady uśmiech zadowolenia na bladych twarzach unijnych biurokratów. I powstrzyma ich przed niemiłymi branży kablowej posunięciami.
Żeby daleko nie szukać, nasz własny regulator również nie kryje, że chciałby zostawić Polskę optyczną. I zdaje się jest gotów dopomóc tym, którzy dopomogą jemu. Regulacyjny, jakby nie było, układ z Telekomunikacją Polską na 70 tys. linii FTTH w Warszawie jest tego najlepszym przykładem. Jakie są świadczenia zwrotne w tym kontrakcie na razie pozostaje w sferze spekulacji i domysłów (choć oczywiście wielu twierdzi, że doskonale wie o co biega).
Ja uważam, że nikt nie powinien się zżymać na politykę TP. Raczej ją naśladować! Dzisiaj każdy segment telekomunikacyjnego rynku winien mieć dla polityków i regulatorów swoją własną ofertę o przepływności 100 Mb/s. Inaczej niech do nikogo nie ma potem pretensji.