Anna Streżyńska: Konkurencja usługowa zawsze będzie narzędziem regulacyjnym

Alternatywa: konkurencja w usługach, albo konkurencja w infrastrukturze jest fałszywa. Trzeba umiejętnie łączyć te dwa rozwiązania w działaniach regulatora w zależności od sytuacji na poszczególnych rynkach lokalnych, a dodatkowo uzupełniać je interwencją publiczną – pisze Anna Streżyńska.

Publikacja: 18.10.2010 08:42

Anna Streżyńska: Konkurencja usługowa zawsze będzie narzędziem regulacyjnym

Foto: UKE

Coraz więcej mówi się na temat zmiany polityki regulacyjnej zarówno na szczeblu Unii Europejskiej, jak i szczeblach krajowych. Priorytet stymulowania inwestycji, co faktycznie jest koniecznością, każe niektórym odsyłać do lamusa aktualny model regulacyjny, który z powodzeniem stosujemy od lat. To nie zupełnie tak.

Pierwsza i najważniejsza jest konkurencja w usługach, gdyż na zmonopolizowanym rynku wprowadza się ją szybko, a konsumenci uzyskują szybkie korzyści. W kraju jak nasz, gdzie jest niska penetracja usług telekomunikacyjnych, gdy tylko wprowadzimy skuteczną konkurencję usługową na najniższym szczeblu drabiny inwestycyjnej, trzeba zacząć myśleć o następnym stopniu: większym zaangażowaniu konkurujących przedsiębiorców w infrastrukturę. Ona daje swobodę w kształtowaniu jego oferty usługowej.

Kolejnym szczeblem jest więc LLU, gdzie operator musi częściowo zainwestować w infrastrukturę własną, ale na tym ekonomicznie zyskuje. Są jednak obszary (o małym zagęszczeniu ludności i niskim popycie na usługi), gdzie nigdy nie będzie rozwoju LLU i na zawsze (a przynajmniej na długo) główną usługą hurtową pozostanie BSA. W tych obszarach nie opłaca się inwestować w LLU, a tym bardziej budować drugiej, alternatywnej infrastruktury dostępowej.

Na tych obszarach regulator musi dbać, żeby oferty hurtowe BSA i WLR były właściciwie skonstruowane: żeby operator alternatywny widział ekonomiczny sens korzystania z nich. Granica między tymi dwiema grupami usług – LLU a BSA i WLR – jest niezwykle subtelna. Nawet niewielkie zmiany cen hurtowych mogą spowodować raptowne przechylenie się szali korzyści na jedną lub drugą stronę i zaowocować podjęciem lub – przeciwnie – wycofaniem się z decyzji inwestycyjnej. A pamiętajmy, że wciąż mówimy o konkurencji w usługach.

Konkurencja infrastrukturalna, mimo że nie zaistnieje zapewne na terenach niezurbanizowanych (albo nie będzie miała powszechnego charakteru) może zaistnieć w terenach zurbanizowanych. Tam, gdzie opłaca się budowa sieci, odbiorcy są gęsto zlokalizowani i zasobniejsi. Tam istnieje sieć telewizji kablowych, zwykle Telekomunikacji Polskiej, dużych operatorów alternatywnych i czasem, gdzie nie gdzie, operatorów ethernetowy. Żeby zaistniała nie tylko nominalna, lecz faktyczna konkurencja, owi operatorzy muszą konkurować jakością i przepływnością sieci. Na przykład TP sprzedająca łącza dostępowe do 20 Mb/s nie jest żadną konkurencją dla telewizji kablowej, która sprzedaje łącze 120 Mb/s. Ten problem stanie się bardziej oczywisty, kiedy treści dostępne w sieci zaczną – na serio – wymagać wysokich przepływności. Z tego wypływa wniosek, że jeśli chcieć wprowadzić rzeczywistą konkurencję w warstwie infrastruktury, to po pierwsze, trzeba wspierać, tam gdzie to jest ekonomicznie uzasadnione, sieci NGA (i rozsądne korzystanie z infrastruktury z nimi związanej, szczególnie z kanalizacji technicznej oraz infrastruktury budynkowej). Po drugie, trzeba wspierać rozwój sieci 4G np. LTE. W stosunku do istniejących sieci miedzianych, radiowych sieci 3G, tylko sieci o wysokich przepływnościach i dodatkowych funkcjonalnościach będą tworzyły konkurencję.

Tutaj zwracam uwagę na decyzję Ministerstwa Obrony Narodowej, które odmówiło udostępnienia częstotliwości radiowych z tzw. dywidendy cyfrowej, co nie jest wbrew pozorom problemem Urzędu Komunikacji Elektronicznej, to jest problem rządu. Rząd jednak tego nie dostrzega.

Po trzecie, trzeba wspierać wykorzystanie pieniędzy unijnych na zaawansowane technologie. Digital Agenda oczekuje od nas zapewnienia do 2015 roku 50 proc. linii dostępowych o przepływności 100 Mb/s, a my wydajemy pieniądze unijne na sieci dostępowe o przepływności 2 Mb/s i szkielety zapewniające 6 Mb w sieci dostępowej. To jest po części winą Komisji Europejskiej, która blokuje nałożenie wymagań dotyczących minimalnej przepływności łączy budowanych w ramach inwestycji finansowanych ze środków unijnych.

Po części to i nasza wina, ponieważ nie potrafimy połączyć środków prywatnych z publicznymi i zrealizować sensownej, przyszłościowej inwestycji.

Odrębną kwestią od konkurencji infrastrukturalnej jest budowa tzw. pierwszej infrastruktury w „białych plamach”. Tutaj jednak mówimy o budowie infrastruktury podstawowej, a nie infrastruktury konkurencyjnej. Są na to środki unijne (wiadomo, jak ospale wydawane). Budowa infrastruktury podstawowej w „białych plamach” nie jest jednak „konkurencją opartą na infrastrukturze”. Ona tylko doprowadza do wypełnienia „białych plam” dzięki pojedynczej sieci. W obszarach białych plam z czasem może powstać konkurencja, jednak nie będzie to wyłącznie konkurencja usługowa.

Powszechnie mówi się o otwartości sieci zbudowanej ze środków publicznych, tak się nie da w każdym przypadku. Otwartość jest uzasadniona tylko wtedy, gdy w całości została zbudowana ze środków publicznych, ale nawet wtedy trzeba liczyć się z ekonomicznym sensem takiego przedsięwzięcia. Białe plamy, w pętli lokalnej, budowane są w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka 8.4. oraz ze środków własnych małych i średnich operatorów. Proporcje udziału tych środków (niski udział środków publicznych), pozycja rynkowa operatorów-beneficjentów (nie znacząca) oraz charakterystyka ekonomiczna (słaby popyt) „białych plam” mogą być trzema najważniejszymi argumentami przeciw otwartości sieci. Jak wspomniałam niewykluczone, że z czasem w niektórych z „białych plamach” powstanie konkurencja infrastrukturalna, np. ze strony innego operatora np. sieci radiowej, czy satelitarnej. Zawsze jednak trzeba brać pod uwagę efekt finansowy takiej inwestycji.

Nie da się zadekretować równo w całym kraju inwestycji infrastrukturalnych, a tym bardziej konkurencji infrastrukturalnej, chyba że są w dyspozycji środki publiczne. Wtedy można budować tam, gdzie bez sztucznego zastrzyku pieniędzy publicznych budowa infrastruktury (pierwszej lub kolejnej) nie byłaby zasadna. Ale nawet wtedy trzeba patrzeć na warunki ekonomiczne takiej inwestycji, aby w przyszłości zarobiła na swoje utrzymanie, ponieważ kasa państwowa czy unijna też nie jest bez dna.

Te sztuczne, interwencyjne rozwiązania, są bardzo ważne i celowe, jeśli są oparte na rachunku ekonomicznym. Jeżeli nie na etapie podejmowania decyzji inwestycyjnej, to co najmniej na etapie oceny dalszych perspektyw takiej sieci.

Najważniejsza jest jednak rola regulatora, który powinien decydować, kiedy potrzebna jest konkurencja usługowa (uwolnienie rynku, szybkie wsparcie klientów znajdujących się w zasięgu sieci), a kiedy konkurencja infrastrukturalna (budowa konkurencyjnej, nowoczesnej infrastruktury dla tych, którzy na warunkach czysto ekonomicznych mogą znaleźć się w zasięgu sieci lub w zasięgu lepszej sieci). Regulator musi również podejmować decyzje, kiedy jest potrzebna interwencja publiczna: ze środków gminnych, budżetu krajowego lub środków unijnych, tak aby objąć infrastrukturą – ale już nie zawsze konkurencją – te tereny, których lokalizacja lub zasoby finansowe nie pozwalają przedsiębiorcom na zamknięcie inwestycji od strony ekonomicznej. Prawo telekomunikacyjne i megaustawa w obecnym ich kształcie pozwalają regulatorowi na – niemal – satysfakcjonujące prowadzenie takiej polityki.

śródtytuły od redakcji

Coraz więcej mówi się na temat zmiany polityki regulacyjnej zarówno na szczeblu Unii Europejskiej, jak i szczeblach krajowych. Priorytet stymulowania inwestycji, co faktycznie jest koniecznością, każe niektórym odsyłać do lamusa aktualny model regulacyjny, który z powodzeniem stosujemy od lat. To nie zupełnie tak.

Pierwsza i najważniejsza jest konkurencja w usługach, gdyż na zmonopolizowanym rynku wprowadza się ją szybko, a konsumenci uzyskują szybkie korzyści. W kraju jak nasz, gdzie jest niska penetracja usług telekomunikacyjnych, gdy tylko wprowadzimy skuteczną konkurencję usługową na najniższym szczeblu drabiny inwestycyjnej, trzeba zacząć myśleć o następnym stopniu: większym zaangażowaniu konkurujących przedsiębiorców w infrastrukturę. Ona daje swobodę w kształtowaniu jego oferty usługowej.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Telekomunikacja
Uwaga na nowe pułapki w roamingu. Jak za granicą łączyć się taniej lub za darmo
Telekomunikacja
Gigant ogłasza przełom w łączności. To zupełnie nowa jakość
Telekomunikacja
To ma być przełom w tworzeniu ultraszybkiego internetu 6G. Znika wielka przeszkoda
Materiał Promocyjny
Mobilne ekspozycje Huawei już w Polsce – 16 maja odwiedzi Katowice
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Telekomunikacja
Eldorado 5G dobiega końca, a firmy tną etaty. Co z Polską?