We środę opublikowaliśmy statystki polskiego rynku dostępowego, których źródłem są zasoby [b]Urzędu Komunikacji Elektronicznej[/b]. Dane – jak zwykle – wywołały wątpliwości, czy są precyzyjne. Coś za wysoka wydała się liczba dostępów realizowanych za pośrednictwem sieci mobilnych – 2,4 mln. Czy rzeczywiście aż tylu Polaków regulanie korzysta z mobilnych dostępów, jako namiastki (lub ekwiwalentu) dostępu stacjonarnego? [b]PTK Centertel[/b] oficjalnie podaje w swoich sprawozdaniach liczbę 450 tys. klientów „dedykowanych usług mobilnego dostępu szerokopasmowego”. I trudno się spodziewać, żeby pozostali dwaj operatorzy mieli po milionie klientów ([b]Play[/b] wszedł na rynek później). Czy układ sił może być aż tak niezrównoważony? Albo Urzędowi Komunikacji Elektronicznej coś się pomyliło, albo znowu któryś z operatorów zrozumiał pytanie po swojemu. Albo odpowiedział tak, żeby jego udział w rynku wypadał lepiej. I znowu nie mamy pewności, jak wygląda rynek dostępowy. I czy udział mobilnego dostępu rośnie tak szybko, jakby wynikało ze statystyk UKE.

Mniejsza, czy będziemy liczyć tylko usługi abonamentowe za pośrednictwem modemów data, czy także abonamenty data w telefonach komórkowych i usługi dostępowe pre-paid. Liczmy jednak konsekwentnie i regularnie to samo. Tylko dzięki temu będziemy wiedzieli, jak wygląda i jak się zmienia rynek telekomunikacyjny. Inaczej, co kwartał groża nam „skoki” w nasyceniu Polski usługami dostępowymi. Fajnie wpływają na rankingi, bo dzięki nim Polska pnie się w górę. Możemy spać spokojniej, że dostęp się upowszechnia, a wraz z nim gospodarka oparta na wiedzy i inne cele strategii lizbońskiej. Ale to może być fikcja.

Realnie potencjał naszego kraju się nie zmieni tylko dlatego, że dzisiaj do statystyk zaliczymy coś, czego wcześniej żeśmy nie liczyli. I nie ma co się łudzić, że jest lepiej, bo może wcale nie jest. A może wcześniej nie było tak źle, jak nam się wydawało? Tak, czy inaczej, że precyzyjnych danych będziemy błądzić.