Dopracowane rozwiązanie rozpoznawania twarzy różni się znacząco od największego konkurenta z USA. Po pierwsze, ukrycie się za okularami przeciwsłonecznymi nie zmyli P20 Pro i „otworzy się” przed właściwą osobą. Udało mi się też odblokować P20 podczas czerwcowej ulewy. Po drugie, telefon nie musi być bezpośrednio przed twarzą. Oznacza to, że z kilku kątów odblokujemy telefon z czego korzystałam przede wszystkim prowadząc samochód.
W tych samych okolicznościach korzystałam z komunikacji głosowej, której daleko do ideału, ale nie jest to kwestia rozwiązań Huawei, a samej technologii.
Odblokowywanie twarzą działa bez zarzutów o ile jest dostateczny poziom światła. Nie stanowi to jednak problemu ponieważ można równocześnie korzystać z drugiego biometrycznego „otwieracza” czyli odcisku palca. Znajdujący się tuż pod wyświetlaczem czytnik działa bez zarzutów. Jest szybki, precyzyjny i wymaga niewielkiej części opuszka, żeby wychwycić właściciela. Co znaczące szczególnie latem, także wilgotne dłonie nie są mu straszne!
Mankamentem jest dla wielu osób brak miejsca na kartę microSD. P20 Pro oferuje 128 GB wbudowanej pamięci. Nie jest tajemnicą, że karta jest „zewnętrznym” bankiem danych, co przekłada się na inne wykorzystanie procesora i, a być może – przede wszystkim – akumulatora.
Akumulator o pojemności 4100 mAh nie jest już zaskoczeniem. Spodziewałam się, że Huawei będzie chciał walczyć o prymat w kategorii największej pojemności baterii, która zadba o pełną dobę wytężonej pracy urządzenia. Tymczasem powtórzono rozwiązanie z modelu Mate 10 Pro. Konfiguracja jest wydajniejsza i daje ponad piętnastogodzinne czuwanie przy pracy na urządzeniu przez około 4 godziny w mieszanym trybie łączności internetowej.
Testowanie telefonu latem ma wiele zalet. Zmienne warunki atmosferyczne, tak termiczne jak i oświetleniowe dają szanse na weryfikacje możliwości wyświetlacza. P20 Pro ma bardzo czytelny wyświetlacz w najwyższej jakości, ale…. Bardzo szybko rozładowuje u się akumulator. W tym trybie praca na łączu w technologii LTE będzie trwała niespełna 4 godziny. Dla plażowiczów i miłośników wypoczynku z telefonem to spora wada. Szczególnie, że najnowszy model nie obsługuje ładowania bezprzewodowego. Częściową rekompensatą ma być szybkie ładowanie dające 80 proc. pojemności po godzinie podłączenia do kontaktu.
Z P20 jest jak z ludzkim mózgiem…
Na co dzień kupujący będzie wykorzystywał 5, może w porywach do 10 proc. jego potencjału. Po raz kolejny chiński koncern zaproponował coś czego próżno szukać u innych producentów. Pytanie tylko czy takie poszukiwanie ma sens. Smartfony mają coraz większe możliwości, ale to ich użytkownik końcowy, klient decyduje o ich wykorzystaniu. Z możliwości tego urządzenia w pełni nie będzie korzystać nikt. Dla wielu klientów decydującym czynnikiem przy wyborze nowego telefonu jest aparat i tutaj Huawei P20 Pro ma wąskie grono konkurentów. Samsung S9 ma słabszy tryb nocny, ale lepiej radzi sobie ze stabilizacją. LG V30 jest świetny jeśli chodzi o zdjęcia panoramiczne, ale ma zdecydowanie słabszy zoom. Pozostali gracze muszą jeszcze udoskonalić swoje propozycje, choć o miejsce w czołówce bije się niedoceniany moim zdaniem flagowiec HTC.
Kwestią indywidualną pozostaje decyzja, który telefon zauroczy bardziej. Huawei ze swoim najwyższym modelem jest przy okazji stosunkowo tani na tej półce urządzeń. Choć „tani” w przypadku wydatku około 3500 złotych to hasło chybione, tym niemniej za Samsunga zapłacić trzeba kolejne 400 złotych, o produkcie Apple’a nie wspominając.