Już za kadencji PO udało jej się zawrzeć porozumienie z Telekomunikacją Polską. Po trzech latach regulacyjnej wojny operator narodowy przyciśnięty groźbą podziału na część hurtową i detaliczną uznał, że korzystniej będzie się dogadać z konkurentami i regulatorem. Efekt porozumienia to ponad 600 tys. nowych linii szerokopasmowych, które na mocy porozumienia wybudowała TP, wcześniej stosująca inwestycyjny bojkot. Konkurenci są, ogólnie rzecz biorąc, zadowoleni, że TP otwarła się wreszcie na konstruktywny dialog. Nie przeszkadza to Mirosławowi Godlewskiemu, szefowi Netii, pytać od czasu do czasu, czy w takim razie nie pora już… na podział TP. Żeby było jeszcze lepiej.
Tak czy inaczej porozumienie jest przytaczane przez Komisję Europejską jako jeden z modelowych sposobów rozwiązywania problemów europejskich rynków telekomunikacyjnych.
Równie pozytywne recenzje w Europie ma uchwalona w mijającej kadencji ustawa o wspieraniu rozwoju sieci i usług telekomunikacyjnych. Jej celem było ułatwienie inwestycji telekomunikacyjnych i wpuszczenie na rynek samorządów, które mają do wykorzystania ponad 1 mld euro w funduszach unijnych. Wciąż są obawy, że znaczne środki z tej puli nie zostaną wykorzystane i że nowo powstające sieci samorządowe mogą sobie nie poradzić na rynku. Niemniej po kilku latach niemrawych ruchów – staraniem czynników oficjalnych – inwestycje zaczynają się wreszcie rozkręcać.
Ustawą o wspieraniu rozwoju sieci chwalą się i UKE, i Ministerstwo Infrastruktury, które wspólnie pracowały nad aktem. Obu instytucjom nie układało się dobrze do czasu, kiedy tekę wiceministra właściwego do spraw łączności objęła Magdalena Gaj, która przyszła do resortu wprost z UKE, spod skrzydeł Anny Streżyńskiej. Oficjalnie współpraca obu pań jest dobra, ale o ich cichej rywalizacji na rynku krążą anegdoty. Jeżeli za rządów PiS to UKE rozdawało karty na telekomunikacyjnym rynku, to za PO resort infrastruktury także chce mieć coś do powiedzenia.