Już w ub. r. na rynku medycznym zaczęły pojawiać się jak grzyby po deszczu firmy, których działalność ogranicza się głównie do wystawiania zwolnień chorobowych. Zdaniem Mikołaja Zająca, prezesa firmy Conperio, zajmującej się problemami absencji chorobowych, teleporady odciążyły służbę zdrowia w krytycznym momencie, ale jednocześnie spotęgowały proceder handlu „L4”. Jego skala może być olbrzymia - po wpisaniu w internetową wyszukiwarkę frazy „zwolnienie lekarskie” otrzymuje się bowiem obszerną listę wyników z prywatnymi firmami świadczącymi tego typu usługi. Co je wyróżnia to – jak same informują – szybki czas realizacji e-zwolnienia, który waha się nawet od 5 do 30 minut. Najtańsze oferty zaczynają się już od 60 zł, ale średnio to z reguły ponad 80 zł.

Czytaj więcej

Inteligentne okulary wchodzą do sprzedaży. To przełomowy gadżet

Po wejściu na stronę z e-zwolnieniami wystarczy wpisać w formularz swoje objawy oraz podać, jaka liczba dni zwolnienia lekarskiego jest potrzebna (maksymalny okres to tydzień, ale możliwy jest on do przedłużenia przy kolejnej teleporadzie i ponownym uiszczeniu opłaty). Następnie oddzwania lekarz, który zdalnie wystawia „L4”. Mikołaj Zając przekonuje, iż medyk nie ma w praktyce szansy na zweryfikowanie, czy pacjent jest chory, czy też chce zwyczajnie wyłudzić zwolnienie. Jego zdaniem wyznaczone do czuwania nad prawidłowością systemu zwolnień instytucje nie wyrabiają się z kontrolami. Osobom ubezpieczonym w ZUS wystawiono w 2020 roku ogółem 22,7 mln zaświadczeń lekarskich, a kontroli przeprowadzono 275 tys. To niecałe 2 proc.

Od początku trwania pandemii aż 74 proc. Polaków skorzystało z usług teleporady.