Niestety policja na całym świecie ma nieco inne zdanie na ten temat. Stąd i kłopoty Maxa Craddocka na Sardynii. W tym kraju posiadanie nielegalnie miotacza ognia może oznaczać 10 lat więzienia. Kłopoty ma też mieszkaniec Londynu, którego kupno przez internet miotacza Boring Company spowodowało najazd uzbrojonej policji z bronią na ostrą amunicję. Kłopoty ma też bloger z Birmingham, który miotacz wykorzystał w jednym ze swoich filmów.
Takich przypadków jest więcej – pisze Tech Crunch. W sumie już ponad tysiąc miotaczy klientom na całym świecie zostało skonfiskowanych przez lokalną policję a wielu kupujących musi odpowiedzieć przed sądem. W Stanach Zjednoczonych toczy się co najmniej jedno dochodzenie federalne w sprawie użycia miotacza. W trzech przypadkach miotacze Boring Company zostały skonfiskowane dilerom narkotykowym podczas zatrzymania.
CZYTAJ TAKŻE: Są już smartfony, są telewizory, Samsung wziął się za… gaśnice
To co wydawało się szalonym pomysłem na niekonwencjonalny biznes Elona Muska, kolejną jego ekstrawagancją, dla klientów okazuje się początkiem poważnych kłopotów, a nie zwykłym żartem w stylu „to nie jest żadna broń, ale zwykła zabawka” – pisze portal.
Kilka lat temu w popularnym podkaście Musk powiedział, że jest wielkim fanem filmu „Spaceballs” (Kosmiczne jaja), który jest parodią „Gwiezdnych wojen”. Miotacze ognia są tam jednym z najczęściej używanych gadżetów. Miliarder stwierdził, że film był inspiracją do stworzenia nowego „gadżetu”.
Boring Company nie komentuje w żaden sposób kłopotów swoich klientów. W podkaście Musk przyznał jednak, że zdaje sobie sprawę z tego, że miotacz może być kłopotliwym zakupem, zwłaszcza w niektórych krajach, gdzie przepisy są bardziej restrykcyjne. Z rozbrajającą szczerością powiedział, że jego firma nakleja na opakowaniu napis „To nie jest miotacz ognia”. Zapytany czy to wystarczy, odparł „tak”. No więc okazuje się, że jednak nie.