Kiedy niemiecka firma płatnicza poinformowała kilka dni temu, że „zgubiła” 2 mld dol. i mogła paść ofiarą oszustwa na wielką skalę jej wartość spadła o 10 mld dolarów. Na dodatek prezes spółki Markus Braun złożył rezygnację ze stanowiska ze skutkiem natychmiastowym, ale nie wyjaśniając powodów swojej decyzji.
Prokuratura w Monachium uznała, że Markus Braun musi coś wiedzieć na temat zaginionych pieniędzy i postanowiła wydać nakaz zatrzymania byłego już prezesa Wirecard. Braun nie czekał na wizytę funkcjonariuszy i sam oddał się w ręce śledczych. Po przesłuchaniu postanowiono, że były prezes zostanie zwolniony za kaucją w wysokości 5 milionów euro.
Tymczasem inwestorzy chcą wyjaśnień od największego europejskiego fintechu. Według niemieckich mediów spółka zakładała specjalne konta bankowe z których miały być finansowane przejęcia „podmiotów trzecich”. W raportach księgowych uwzględniano te konta jako aktywa firmy. Teraz firma twierdzi, że opisy stanu finansowego i aktywów spółki „nie były poprawne”. Pieniądze po prostu zniknęły, co będzie miało wpływ na wyniki finansowe za 2019 r., a być może trzeba będzie skorygować dane za wcześniejsze lata. Firma kilkukrotnie już przekładała termin publikacji raportu rocznego za 2019 r.
CZYTAJ TAKŻE: Snoop Dogg inwestuje w szwedzki fintech należący do Polaka
Według audytora spółki, firmy doradcza EY w bilansie nie ma żadnego dowodu na istnienie 1,9 mld euro, które miało znajdować się w dwóch azjatyckich bankach – BDO Unibank i Bank of The Philiphines Islands. Oba podmioty zaprzeczają i twierdzą, że nigdy nie miały żadnych relacji z niemiecką spółką – pisze Bloomberg. „To nieuczciwy pracownik użył fałszywych dokumentów i podrobił podpisy naszych menadżerów” – stwierdził prezes BDO Unibank. Także EY twierdzi, że dokumenty, które wydają się uwzględniać przelewy, są fałszywe. Także bank centralny Filipin poinformował, że żadne pieniądze niemieckiej spółki nie wpłynęły do systemu finansowego kraju.