Materiał powstał we współpracy z firmą Bolt
Rynek transportowy nad Wisłą to dziś wyjątkowy obszar, który z jednej strony może uchodzić za jeden z najbardziej innowacyjnych, a z drugiej – paradoksalnie – wyjątkowo zacofanych. Zamawianie przejazdu przez aplikację czy możliwość śledzenia trasy pojazdu i towaru przez spedytora to tylko kilka przykładów. Istotne dla przedsiębiorców z tego sektora procesy administracyjne hamują jednak biznes i wciągają do epoki sprzed cyfrowego boomu.
Najważniejsze bezpieczeństwo
Eksperci nie mają wątpliwości, że obecnie cyfryzacja, a raczej jej brak, to – w kontekście działań administracyjnych – nic innego jak kij w szprychy rozpędzonego rynku transportowo-logistycznego (TSL). Na to polska gospodarka nie może sobie pozwolić z prostego względu – branża TSL wytwarza aż 6 proc. PKB i zatrudnia blisko milion osób.
Fakt, że firmy skarżą się na niedobór kierowców, wynika z kilku przyczyn. Abstrahując jednak m.in. od charakterystyki dzisiejszego rynku pracy, warto skoncentrować się na barierach administracyjnych, które pokonać może tylko rozwój technologii. Ta ma być lekiem zarówno na deficyt rąk do pracy, jak i usprawnienie transportu.
– Proces cyfryzacji w przewozach towarowych i pasażerskich rozpoczął się już wiele lat temu wraz z rozwojem łączności, opartej na sieci telefonii komórkowej, oraz systemów pozycjonowania geosatelitarnego. Niestety, za rozwojem technologii, potrzebami branży oraz oczekiwaniami klientów biznesowych i indywidualnych nie nadąża otoczenie regulacyjne – komentuje Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska.