Tim Sweeney narobił w ostatnich dniach dużego zamieszania. Wyglądający na zwykłego amerykańskiego 50-latka miłośnik dietetycznej coli i kurczaków z popularnej sieci fast foodów Bojangles rzucił wyzwanie technologicznym gigantom. Twórca studia Epic Games, producenta kultowej już gry „Fortnite”, nie chce dzielić się zyskiem z koncernami Apple i Google. A przynajmniej nie na zasadach, jakie narzucają ci operatorzy mobilnych sklepów z aplikacjami. Miliarder chce doprowadzić do bezprecedensowego procesu z Apple’em, w którym planuje pokazać firmie Tima Cooka, jak bardzo jest na bakier z zasadami konkurencyjności. I twierdzi, że wcale nie chodzi o pieniądze, ale działanie w imię „amerykańskich wartości”. – To kwestia podstawowej wolności wszystkich konsumentów oraz game developerów – przekonuje Timothy Dean Sweeney.
CZYTAJ TAKŻE: Fortnite na wojnie z gigantami. Pozew przeciw Apple
Paradoksalnie szef Epic Games nie doszedłby do tego, co ma, gdyby nie koncern z Cupertino. Sweeney uczył się bowiem programowania właśnie na sprzęcie Apple II.
Rysa na Apple’u
W połowie sierpnia Sweeney się zbuntował. Nie chciał uiszczać wysokich opłat – od każdej transakcji ściągnięcia apki czy zakupu waluty w grze (w „Fortnite” to tzw. V-dolce) musiał oddawać bowiem właścicielom sklepów z aplikacjami aż 30 proc. pozyskanej sumy. Dla App Store i Google Play wpływy z tej niezwykle popularnej gry były astronomiczne. Nic dziwnego, że decyzja producenta o wprowadzeniu specjalnej promocji dla graczy, w ramach której mogli kupować V-dolce bezpośrednio od game developera, z pominięciem Apple’a i Google’a, nie spodobała się tym ostatnim. Tym bardziej że takie zakupy dla fanów „Fortnite’a” wiązały się z 20-proc. upustem. Obie firmy błyskawicznie i zgodnie zareagowały – zerwały współpracę i skasowały apkę w swoim sklepie.
Timothy Sweeney stworzył studio, które wypuściło nie tylko najbardziej popularną dziś grę („Fortnite”), ale na koncie ma też inny rekord – organizację największego koncertu w historii (wirtualny występ Travisa Scotta w grze „Fortnite” oglądało jednocześnie aż 12 mln osób). Bloomberg