Sytuacja Facebooka jest pełna paradoksów. Jego główne serwisy, czyli właśnie Facebook, ale też Messenger, Instagram czy WhatsApp, notują systematyczny wzrost liczby użytkowników. W sumie jest ich już 2,6 mld. Wyniki firmy także się poprawiają – w trzecim kwartale imperium miało 13,7 mld dol. przychodu, czyli aż 33 proc. więcej w ujęciu rocznym, a dodatkowo Facebook miał 500 mln dol. przychodu więcej niż kwartał wcześniej. Grupa zarobiła w trzecim kwartale ponad 5,1 mld dol., 9 proc. więcej niż rok wcześniej.
Wszystko wygląda pięknie, skąd zatem regularne informacje o kłopotach Facebooka i wielkich wyzwaniach, jakie stoją przed jego szefem Markiem Zuckerbergiem? O tym, że ich nie brakuje, mogą świadczyć giełdowe wykresy, na których akcje Facebooka są w ostrym trendzie spadkowym. Obecnie ich cena to ok. 140 dol. Tymczasem jeszcze 20 lipca kosztowały niemal 210 dol. Droższe były nawet w marcu, kiedy firma zmagała się z kolejnym, być może najpoważniejszym w swojej historii skandalem wizerunkowym.
Kłopoty zaczęły się wcześniej i w zasadzie kolejne afery dokładają tylko kolejny problem do długiej listy wcześniejszych. Po amerykańskich wyborach ogłoszono, że to właśnie serwisy społecznościowe pomogły Donaldowi Trumpowi. Jak to się mogło stać, wyjaśniło się w 2018 r., kiedy eksplodowała bomba z aferą Cambridge Analytica. Firma ta próbowała wpływać na wynik wyborów prezydenckich w USA dzięki kierowanym do użytkowników przekazom. Problem w tym, że wykorzystano do tego dane ok. 90 mln użytkowników Facebooka, a zostały one przez Cambridge Analityca zdobyte bez wiedzy zainteresowanych oraz z naruszeniem regulaminu Facebooka. Okazało się, że gigant społecznościowy dość łatwo dał się wykorzystać jako pośrednik w szpiegowaniu milionów klientów, którzy mu zaufali.
W efekcie Mark Zuckerberg był przesłuchiwany przed specjalną komisją Kongresu. Opublikował od tego czasu serię informacji, co firma zrobiła, aby walczyć z takimi sytuacjami, jak próby wpływania na wynik wyborów, a także z mową nienawiści, dezinformacją i inne obraźliwymi treściami. Gigant usunął od tego czasu miliony fałszywych kont, uruchomił też bazę reklam politycznych – użytkownicy choćby w USA widzą specjalne oznaczenie, iż jest nią dany przekaz i kto go opłacił. Pomogło tylko trochę.
Wkrótce pojawiły się kolejne krytyczne wobec Facebooka raporty. Eksperci ONZ ogłosili, że to Facebook odegrał rolę w szerzeniu mowy nienawiści, która napędzała czystki etniczne w Birmie. Media odkryły też potężne luki i błędy w bazie reklam politycznych Facebooka, nad którymi nadzór był dość poważnie ograniczony.