Problemy z dostępem do serwisów koncernu wartego 1 bln dol. dotknęły niemal 3 mld użytkowników takich platform, jak Facebook, Messenger, Whatsapp i Instagram. Trwająca wiele godzin awaria sprawiła, że nie tylko byliśmy pozbawieni możliwości komunikowania się, dzielenia zdjęciami, ale też prowadzenia biznesu za pośrednictwem tych mediów społecznościowych. Brak połączenia online z tymi platformami mógł uzmysłowić jak bardzo jesteśmy uzależnieni od internetu, ale również o cyfrowych gigantów. Ale – jak przekonuje prof. Dariusz Jemielniak z Katedry Zarządzania w Społeczeństwie Sieciowym Akademii Leona Koźmińskiego – nie ma co jednak liczyć na globalne „otrzeźwienie”.
Czytaj więcej
Potężna awaria globalna serwisów Marka Zuckerberga boleśnie odbija się nie tylko na użytkownikach, ale i sprawcy całego zamieszania – Facebooku.
Jego zdaniem krótkotrwały paraliż Facebooka nie będzie miał bowiem żadnego dłuższego efektu społecznego. – Owszem, byłoby miło zakładać, że takie otrzeźwienie może spowodować, że będziemy do mediów społecznościowych podchodzić ostrożniej i ze świadomością ich zagrożeń. Jednak w praktyce jedynym czynnikiem, który może coś zmienić, a który jest dawno spóźniony, jest regulacja - ze strony prawodawców w USA i UE, narzucająca standardy treści tym mediom, jak i nadzór ze strony samej społeczności – przekonuje nasz rozmówca.
Według niego, dopóki to nie nastąpi, nie ma co liczyć na zmiany. – Cały model biznesowy Facebooka będzie nadal opierał się na publikowaniu informacji kontrowersyjnych, wywołujących emocje i reakcje, a zatem często także dezinformujących – wyjaśnia prof. Jemielniak.