Sprzedaż gier na Nintendo Switch stanowi wciąż niewielką część rynku elektronicznej rozrywki. Jego łączną wartość szacuje się na około 150 mld dol., a tytuły na tę konsolę stanowią tylko pięć procent. Wydaje się, że to niewiele, trzeba jednak pamiętać, że na swój wynik konsola pracuje zaledwie od dwóch lat. Dla porównania, PlayStation 4 oraz Xbox One zadebiutowały na rynku w 2013 r. Pierwsza znalazła od tego czasu ponad 96 mln nabywców, druga natomiast niecałe 43 mln.
Walka o portfele graczy
Także polscy twórcy zdecydowali się wskoczyć na falę popularności tej przenośnej konsoli. Do sprzedaży trafiło już ponad 100 gier, które powstały nad Wisłą, a w przygotowaniu lub przededniu premiery jest ponad drugie tyle. Rynek jest już dość nasycony, bo w cyfrowym sklepie (zwanym Nintendo eShop) dostępnych jest już ok. 1800 tytułów. Jacek Głowacki, dyrektor rozwoju z iFun4all, opisuje zmiany, jakie nastąpiły od momentu premiery konsoli i czy Switch jest dalej korzystny.
Czytaj także: Rodzime gry wchodzą w nisze
– Wydawanie gier na Switch wciąż się opłaca, chociaż zapewne mniej niż jesienią 2017 r., kiedy wraz z Curve Digital wydawaliśmy na Switchu „Serial Cleanera” w USA, Europie, a następnie w Japonii. Wtedy przychody ze sprzedaży przekraczały nasze najśmielsze oczekiwania – wspomina Jacek Głowacki, dyrektor rozwoju z iFun4all. – Dość powiedzieć, że „Serial Cleaner” już w weekend otwarcia trafił do TOP 40 najlepiej sprzedających się nowych tytułów w Ameryce Północnej i TOP 30 w tej samej kategorii w Japonii. Cały koszt przygotowania i wydania wersji switchowej zwrócił się w dwa tygodnie i cały czas na nim zarabiamy – podkreśla.