Z najnowszego zestawienia firmy Newzoo płyną ciekawe wnioski. Widać na przykład, że zmienił się lider: Chiny zostały zdetronizowane przez USA. To właśnie Stany Zjednoczone w przeszłości były liderem, ale cztery lata temu na pierwszą pozycję wskoczyły Chiny. Ich przewaga początkowo rosła, ale wraz ze wzrostem cenzury (co mocno przyblokowało tamtejszy rynek gier) przestrzeń między dwoma największymi rynkami się zawężała, aż szala przechyliła się na stronę Stanów Zjednoczonych. Według najnowszego zestawienia ich rynek gier w tym roku osiągnie wartość 36,9 mld dolarów, a chiński 36,5 mld dolarów. Kolejne kraje od tych dwóch gigantów dzieli przepaść. Na trzecią w rankingu Japonię przypada „tylko” 19 mld dolarów.
Wielki mur dla gier
Mimo, iż Chiny spadły na drugie miejsce na świecie, nie zmienia to faktu, że nadal są bardzo perspektywicznym rynkiem dla producentów gier. I zdecydowanie największym. Populacja osób korzystających z internetu przekracza tam zawrotną liczbę 900 mln. Dla porównania: w Polsce jest to 31 mln osób, a w Belgii 11 mln.
Jednak niewielu zagranicznych producentów odniosło w Chinach sukces. Wśród rodzimych firm wymienić można 11 bit studios czy PlayWaya. To pierwsze jest autorem „Frostpunka” i zarówno jeśli chodzi o wolumen sprzedaży jak i przychody, Chiny są dla tego tytułu jednym z trzech najważniejszych rynków na świecie. Z kolei ostatnia premiera PlayWaya „Cooking Simulator” zanotowała najlepszą sprzedaż właśnie w Chinach.
CZYTAJ TAKŻE: Rynek gier zanurzy się w chmurze
Duże nadzieje z Chinami wiąże też CD Projekt. Oprócz własnego biura polskie studio współpracuje z chińskim partnerem – firmą GAEA, co pozwala na szeroko zakrojone działania wydawnicze, promocyjne i sprzedażowe dla „Gwinta”, który uzyskała tam certyfikację. Gry trafiające na rynek chiński muszą spełniać liczne warunki, m.in. pozostawać w zgodzie z tamtejszą tradycją i kulturą, nie mogą propagować przemocy i narkotyków.