CZYTAJ TAKŻE: Krzysztof Rybiński: Demokracja zanika i zastępuje ją algokracja
Natomiast było wiele przypadków, że cywilizacja zginęła, ponieważ inna wymyśliła jakąś technologię. Jak ludzie zaczęli dokonywać wypraw transoceanicznych, to przywozili technologie z Europy do np. Ameryki Południowej i niszczyli tamtejsze cywilizacje.
Jak pan widzi robotykę powiązaną ze sztuczną inteligencją? Na razie wykorzystujemy roboty w fabrykach. W jakim kierunku to zmierza?
Robotyka bardzo się zmieniła przez ostatnie 20 lat, a my ciągle jesteśmy mentalnie na etapie wczorajszych robotów, które spawają karoserie na taśmach montażowych lub pracują w magazynach.
Te są najbardziej widoczne.
Ale wystarczy popatrzeć na to, co robi np. Boston Dynamics. Roboty rozwijają się w stronę wykorzystywania biologicznych wzorców. Ośmiornica, to ciekawy przykład dla robotyków. Ma 9 mózgów, jeden centralny, plus po jednym w każdej odnodze. Każda odnoga działa jak osobny organizm tak długo jak nie potrzebuje innej odnogi, żeby coś zrobić wspólnie. Wtedy kontaktują się z centralnym mózgiem.
Pojawiła się dziedzina robotyki, która bazuje na takim rozproszonym modelu sterowania, który daje nieporównanie większe możliwości. To jest przyszłość.
Jak to wszystko się przełoży na biznes? Możemy spodziewać się masowego bezrobocia, skoro wszędzie będą roboty?
Są dwie zwalczające się filozofie. Jedna mówi, że nie trzeba się przejmować, bo zawsze w historii pojawiało się niebezpieczeństwo, że maszyny zabiorą ludziom pracę. To dlatego był np. znany strajk tkaczy lyońskich przeciwko maszynom parowym napędzającym warsztaty tkackie. Zawsze się baliśmy, a potem się okazywało, że nowa technologia powodowała powstanie nowych miejsc pracy – mówi ta filozofia.
Druga strona twierdzi, że teraz jednak może tak być. I chyba ten pogląd jest mi bliższy. O ile dawniej przełomowe technologie pozbawiały prostej pracy duże grupy ludzi, to dawały im kolejną pracę, tylko trochę bardziej skomplikowaną, na którą się mogli relatywnie łatwo przekwalifikować. Jak odebrały pracę 90% rolników w Stanach Zjednoczonych w XIX w., to mogli oni przejść do fabryk i pracować przy taśmach montażowych. Problem polega na tym, że nowe technologie – sztuczna inteligencja, robotyka, drukarki 3D, algorytmy, etc. – będą pozbawiać pracy ludzi, którzy mają wysokie kwalifikacje. Aby znaleźć nowe zajęcie będą oni musieli nabyć kolejnych wysokich kwalifikacji, ale często kompletnie innych. Np. rentgenolog, lekarz, który ogląda nasze zdjęcia. Komputery już dzisiaj potrafią z 90-procentową dokładnością wykryć wczesne formy raka płuc i trzustki. Zdolny lekarz robi to w ok. 50 procentach. To samo np. z księgowymi, czy analitykami giełdowymi. Jeżeli technologia pozbawi ich pracy, to co im zaproponujemy? To jest problem. Wykładniczo będzie rósł rynek pracy dla opiekunów osób starszych, ale w tych przypadkach to nie wygląda na atrakcyjną alternatywę.
Dlaczego Polska odstaje w technologicznym wyścigu? Czemu wydajemy tak mało na innowacje i nie możemy dorobić się znanego na świecie jednorożca?
A dlaczego miałaby nie odstawać?! Innowacyjność tylko częściowo zależy od pieniędzy i PKB. Jakoś nie widać, żeby liderami technologicznego wyścigu były kraje, których PKB na osobę jest nieporównanie wyższe, niż w Polsce, np: Katar, Dania, Holandia, Australia, Kanada, Hiszpania, czy Austria. A jednym z najbardziej innowacyjnych technologicznie, z wielkim sektorem zaawansowanych start-up’ów, jest mały Izrael.
Niebezpieczne jest, że przestawiamy cywilizację na autopilota, który nie ponosi żadnej odpowiedzialności
Innowacja zwykle nie rodzi się tylko przez danie ludziom pieniędzy, ale także, a może przede wszystkim, przez tworzenie środowiska, gdzie ich idee mogą się połączyć. Nowe idee powstają głównie w sieciach – naszych mózgach i między ludźmi. Wielkie idee są ekosystemami. Najchętniej i najlepiej
poruszają się w klastrach. Wbrew powszechnemu przekonaniu Edison nie „odkrył” żarówki. Ale był geniuszem tworzenia środowiska innowacyjnego ceniącego eksperyment i akceptującego porażkę. Stworzył cały system, bez którego sama żarówka nie miała sensu: żarówka > elektrownia > sieć > licznik. Edison mówił, że jest gąbką, a nie wynalazcą.
Popatrzmy na Dolinę Krzemową. Nie powstała ona, bo ktoś to zaplanował. Z jakichś powodów to miejsce stało się w pewnym momencie atrakcyjne dla informatyków, ludzi biznesu, artystów, wolnych duchów, ale pewnie również malwersantów, cwaniaków i poszukiwaczy łatwych pieniędzy. Organicznie wyłonił się w ten sposób wielki generator nowych idei, w którym olśniewającym sukcesom towarzyszą masowe upadki, a jego niezliczone molekuły – ludzie, idee, firmy – nieustannie tworzą nowe, często zaskakujące, konfiguracje. Dolina Krzemowa to współczesny odpowiednik słynnego Montmartre w XIX wieku. To właśnie w tej biednej wtedy części Paryża, na wzgórzu, spotykali się emigranci, kiepscy i wybitni malarze, wielcy pisarze i grafomani, pewnie również ludzie z półświatka. Wielki tygiel kultur, tradycji i idei. To właśnie dzięki tym spotkaniom narodziły się tam wtedy nowe prądy w sztuce i kulturze.
Dlatego śmieszą mnie te wszystkie zapowiedzi, że ktoś, gdzieś zbuduje nową Dolinę Krzemową. O ile pamiętam, kiedyś prezydent Putin obiecał taką w Rosji i zadeklarował 2 miliardy dolarów „na koszty”. Można zbudować centrum innowacji, jakiś park technologiczny, zwieźć specjalistów, ale to nie gwarantuje, że powstanie tam jakiś wybitny pomysł na jednorożca! Najlepsze środowiska innowacyjne powstają w sposób naturalny, organiczny, pod warunkiem, że mają po temu warunki.
Można zbudować innowacyjny kraj bez pomocy państwa?
Nie, czego przykładem są m.in. wspomniane USA, Izrael, czy Chiny lub Niemcy (świetna społeczność start-up’owa w Berlinie). Ale środkiem nie może być proste rozdawnictwo pieniędzy i konkursy grantowe. Potrzebniejsze są, m.in. stabilne ustawodawstwo, prosty system podatkowy, widoczne wsparcie dla postaw przedsiębiorczych, nagradzanie profesjonalizmu, a nie serwilizmu i pomoc w tworzeniu w kraju „kultury przedsiębiorczości”. Mój osobisty guru Kevin Kelly mówi, że bogactwo w tej nowej epoce płynie wprost z innowacji, a nie optymizacji. Czyli, bogactwa nie zdobywa się dziś przez doskonalenie tego, co jest znane, ale przez niedoskonałe wykorzystywanie tego, co nieznane. Taki jest „duch” Doliny Krzemowej. Biznes dzisiaj polega bowiem na kreacji, a kreacja jest rebelią, a rebelia jest sztuką. Dzisiejszy biznes potrzebuje liderów i… rebeliantów. Ludzi, którzy kwestionują status quo, przewodzą swoim klanom i generują zmiany. Rząd musi dawać czytelne i konkretne sygnały, że takie właśnie postawy wspiera. A widać, jak trudno mu to dziś przychodzi.
Do tego wszystkiego potrzebne są zamówienia rządowe dla firm oferujących obiecujące dla rozwoju kraju technologie. Wiele przełomowych technologii, z Internetem włącznie, powstało dzięki zamówieniom, m.in. wojskowym, a potem zaczęło służyć wszystkim. Bez nich trudno jest myśleć o spektakularnych sukcesach globalnych, jak pokazują smutne losy błękitnych laserów prof. Porowskiego, czy, ostatnio, technologii produkcji grafenu autorstwa prof. Strupińskiego, którą zaprzepaszczono dokładnie w momencie, kiedy rynek na ten produkt ma szanse eksplodować.
Taka „recepta na przedsiębiorczość technologiczną” jest oczywiście trudniejsza w realizacji, niż doraźne konkursy dla wynalazców i deklaracje „zwiększenia nakładów na badania”. Wymaga zintegrowanych i konsekwentnych działań państwa. Jeśli tak się stanie, to doczekamy się polskich jednorożców.
CV
Prof. dr hab. Piotr Płoszajski, w latach 1994–2018 kierownik Katedry Teorii Zarządzania SGH. Wcześniej dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, a w latach 1993–1998 dyrektor generalny Polskiej Akademii Nauk. Zajmuje się wpływem technologii na modele biznesowe, transformacją cyfrową i sztuczną inteligencją. Wykładowca na kilkudziesięciu uniwersytetach zagranicznych.