Skąd ten wyraźnie nieprzyjazny wobec Chin ruch?
Wszak 11 października br., czyli na 2 dni przed opublikowaniem nowego projektu KSC polskie Ministerstwo Finansów poinformowało, że planuje emisję obligacji na wewnętrznym rynku chińskim, obligacje denominowane w chińskim juanie, i że mandat na zorganizowanie emisji tych obligacji uzyskały Industrial and Commercial Bank of China, Bank of China Limited, China Construction Bank Corporation oraz J.P. Morgan AG.
Wszak od stycznia br. szef polskiego MSZ Zbigniew Rau konsekwentnie działa na rzecz poprawy stosunków polsko-chińskich. Na początku roku, podczas rozmowy telefonicznej z ministrem spraw zagranicznych ChRL Wangiem Yi deklarował „otwarcie nowego rozdziału we współpracy ekonomicznej, obejmującej również sektor finansowy oraz technologiczny”. W odpowiedzi usłyszał, iż „Chiny mają nadzieję, że Polska może zaoferować uczciwe, otwarte i niedyskryminacyjne środowisko biznesowe dla chińskich przedsiębiorstw inwestujących i działających w Polsce”. Zbigniew Rau potwierdził otwartość polskiej strony na współpracę z Chinami, na chińskie inwestycje w marcu, podczas kolejnej rozmowy telefonicznej z Wangiem Yi, jak i w trakcie osobistego spotkania z szefem chińskiej dyplomacji pod koniec maja w Guiyang. Nie dalej jak we wrześniu, podczas swej wizyty na Litwie, Zbigniew Rau w imieniu polskiego rządu wyraził pełne poparcie dla „polityki jednych Chin”, wedle której Tajwan jest integralną częścią Chińskiej Republiki Ludowej.
Skąd zatem pomysł, by wyciągnąć właśnie teraz z szuflady lekko zmieniony projekt KSC, uderzający w Huawei, pozbawiony jakichkolwiek mierzalnych parametrów oceny sprzętu i oprogramowania pod względem ich bezpieczeństwa, a umożliwiający wykluczenie podmiotów na bazie arbitralnej decyzji przedstawicieli władz?
Cóż, nie ma wątpliwości. Publikacja projektu to element wewnętrznych rozgrywek frakcji w polskim rządzie. Data nie jest przypadkowa. Premier udał się do Brukseli, by próbować zmienić ocenę unijnych instytucji dotyczącą tego co się w Polsce dzieje. Przeciwnicy premiera tymczasem robią wszystko, żeby mu się nie udało w Brukseli, ale dbają też o to, by nie wypalił jego ewentualny „plan B”, czyli bliższe relacje – zwłaszcza ekonomiczne – z Pekinem. A, że na tym wzajemnym okładaniu się przedstawicieli polskiego rządu ucierpi państwo i jego obywatele, nie ma żadnego znaczenia. Wszak niedawno okazało się, że ci obywatele, którzy finansują poczynania polskiego rządu, to w większości „cwaniaki”.
Aktorzy tej tragifarsy pozbawieni są jakiejkolwiek refleksji i może się okazać, że polski parlament uchwali KSC w tej nowej formie. Ustawa przecież daje nadzieje na nowe etaty w nowej państwowej spółce. A że tym samym otwiera potencjalne pole konfliktu z Chinami? Czy to pierwsze takie pole?