Jak stwierdził 29 lutego 2024 r. na konferencji prasowej w Warszawie Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bartłomiej Sienkiewicz, w przypadku tantiem chodzi o „postulat młodych twórców dotyczący pobierania wynagrodzenia z tytułu wyświetlania ich produkcji na platformach streamingowych”. Minister wskazał również, że chodzi o prawo do wynagrodzenia „dla twórców i wykonawców audio-wideo oraz wykonawców utworów muzycznych”… „z odtwarzania ich dzieł w internecie”.
Minister zapewne się przejęzyczył. W propozycji pochodzącej z kierowanego przez niego ministerstwa (projekt z 7.03.2024 r.) nie chodzi o tantiemy za wyświetlanie lub odtwarzanie, które już od dawna funkcjonują w Polsce i mają się tu dobrze. Wprawdzie twórcy narzekają, że kina nie chcą udostępniać informacji o przychodach, a odtwarzający publicznie utwory (np. sklepy, czy zakłady fryzjerskie) nie poczuwają się do zapłaty, ale odpowiednią skuteczność zapewniają w takich sprawach organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi lub pokrewnymi (OZZ), zatwierdzone tabele wynagrodzeń dla pola odtwarzania oraz wolne sądy.
Problem z propozycją ministra jest inny. Ministerstwo proponuje naruszenie przez Polskę zasady niedyskryminacji wbrew art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej. Zmiana prawa autorskiego miałaby doposażyć wyłącznie wybraną kategorię twórców kosztem innych. Propozycja ministerialna ma więc szansę spowodować, że Polska dość szybko trafi na wokandy trybunałów unijnych lub praw człowieka. Krótko ujmując propozycja ta nie odpowiada celom dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym (CDSM) i nie wdraża poprawnie artykułów 18-23 tej dyrektywy.
Temperatura debaty publicznej w naszym kraju jest na tyle gorąca, że nie sprzyja to rozmowie merytorycznej. Powstają plakaty, spoty, kampanie informacyjne mające wywołać swój efekt. Pomijane są przy okazji racjonalne propozycje ze strony nauki, np. prof. Ryszarda Markiewicza z UJ, który ostrzega (właściwie od 2000 r. – wówczas razem ze św. p. prof. J. Bartą) przed niekontrolowanym wypływem w Polski tantiem, bez żadnego ekwiwalentu. Ze względu na zasadę asymilacji w prawie autorskim polskie tantiemy z internetu mają więc szanse wnieść swój wkład w zagraniczny przemysł rozrywkowy. Z pewnością trafią one tam, gdzie znajdują się twórcy, których dzieła są w Polsce eksploatowane, a więc w praktyce na cały świat. Wystarczy spojrzeć ile stanowisk popierających tantiemy ze środowisk spoza Polski, często w języku angielskim (nawet e-mailem) zostało zgłoszonych w toku konsultacji społecznych do ministra, aby wiedzieć, że właśnie tam wypłyną głównie pieniądze od korzystających za VoD lub muzykę online.
Można też domniemywać, na podstawie dotychczasowej praktyki, że do korzystających z utworów audiowizualnych lub muzyki zgłosi się, po wejściu w życie ustawy, wiele różnych OZZ realizujących, niekiedy sprzeczne z sobą cele i posługujących się różnymi cennikami. Będą one liczyć swoje korzyści od wszystkich wpływów korzystających, a więc nie tylko z korzystania z utworów. Obecna praktyka na tym rynku przekonuje, że trend liczenia tantiem niejako od wszystkiego (wszelkich przychodów), będzie się tylko nasilał. Ostatnie protesty środowiska artystycznego, aby tantiemami objąć także pole reemisji, dotychczas wyłączone spod tantiemizacji, każą patrzeć na ten trend co najmniej z pewnym zastanowieniem. Jego koszty poniesie z pewnością przemysł kreatywny, jakość oferowanych treści oraz sami konsumenci, na których ten koszt zostanie z pewnością przerzucony.