Waszyngton od dawna naciska na sojuszników, by wyrugowali chińskie firmy telekomunikacyjne, a zwłaszcza największą z nich – Huawei. Przekonuje, że to ramię Pekinu, który zyskałby dostęp do ogromnej ilości przesyłanych w sieciach 5G danych i trzymałby za gardło całe społeczeństwa Zachodu. Dlaczego? Bo 5G to dużo więcej niż nowa sieć bezprzewodowej komunikacji. Będzie m.in. podstawą działania przemysłu 4.0, telemedycyny czy transportu z milionami autonomicznych aut. Uzależni nas w sposób trudny do wyobrażenia.

CZYTAJ TAKŻE: Huawei może odetchnąć. Wykluczenia w UE nie będzie

Problem w tym, że choć obawy przed Chinami są coraz większe także w Europie, to Waszyngton nie przedstawił przekonujących dowodów na to, że Huawei idzie na pasku Pekinu, a restrykcje Brukseli skutkowałyby wojną handlową z ChRL. Europejczycy wiedzą też, że wykluczenie Chińczyków uderzyłoby w konkurencję na rynku, bo tylko kilka firm na świecie produkuje infrastrukturę 5G. To mogłoby podnieść koszty inwestycji oraz usług. I dlatego nawet Brytyjczycy, na których najbardziej liczył Waszyngton, wprowadzili jedynie ograniczenia co do kluczowych urządzeń.

Donald Trump przegrywa na własne życzenie. Zamiast zacieśniać transatlantycką współpracę, próbował ją rozbijać i straszyć Unię, np. cłami na auta. Zresztą wszyscy dobrze wiedzą, że tak naprawdę Amerykanom nie chodzi tylko o bezpieczeństwo, ale przede wszystkim o prymat
w świecie technologii, który tracą na rzecz Chin. Kiedy te prowadzą już prace nad 6G, w USA nie ma nawet firmy produkującej infrastrukturę 5G. Stany dały się wyprzedzić też w innej kluczowej dziedzinie – sztucznej inteligencji.

W trudnej sytuacji znajdzie się teraz Polska. Amerykanie mogą zażądać dowodu lojalności. Skończy się lawirowanie i odwlekanie decyzji. Postawienie na USA kosztem Unii będzie miało swoją cenę.