Jako pierwsi na świecie mamy lek na Covid-19, lek, który działa – ogłosił we wrześniu senator dr n. med. Grzegorz Czelej. Wywołało to entuzjazm. Od tego czasu minęło niemal dziewięć miesięcy. Analogiczne leki na rynek wprowadziły już inne kraje. Nie jest to jedyny przypadek, który pokazuje, że mamy kłopot z komercjalizacją innowacyjnych projektów.
CZYTAJ TAKŻE: Polski lek na Covid-19. Dlaczego mamy kłopot z innowacjami?
– To złożona kwestia, obejmująca niedostateczne poziomy finansowania i liczne bariery natury proceduralno-administracyjnej czy nawet mentalnej – uważa Valeria Jeleńska, prezes w JP Business Law Firm. Dodaje, że na brak pomysłów nie możemy narzekać, czego przykładem jest choćby grafen.
Mogliśmy być pierwsi
Pomysł na lek na Covid-19 pojawił się w Polsce bardzo szybko. Stworzono konsorcjum, w którego skład wszedł Biomed-Lublin, jedna z nielicznych firm w Europie posiadająca technologię wytwarzania immunoglobulin z osocza ozdrowieńców. Niestety, szybko zaczęły się schody.
Pomysłodawcy narzekali na brak wsparcia ze strony państwa i zaskakujące przeciąganie procedur. Kolejną nieoczekiwaną barierą okazało się pozyskanie osocza. Pobór w centrach krwiodawstwa odbywał się według innej procedury niż ta, która jest potrzebna do produkcji leku (wydanie decyzji przyspieszających zbiórkę osocza w odpowiedniej procedurze leżało w gestii ministra zdrowia). Przed rokiem nagłośniła to „Rzeczpospolita”. Wtedy sprawa ruszyła z miejsca. Mając osocze, Biomed zaczął produkować pierwszą partię leku. Kurs jego akcji poszybował, a wartość firmy sięgnęła 2 mld zł. Była 30 razy wyższa niż na początku 2020 r. Inwestorzy tracą jednak wiarę w lek, bo od wakacji kurs spadł o dwie trzecie.