Musimy to zrobić, by tworzyć razem z innymi krajami europejskimi nowe przewagi konkurencyjne oraz poprawiać jakość życia Europejczyków.
Jakie jednak te warunki są? Po pierwsze, trzeba pokazywać opinii publicznej, że nie chodzi tylko o nowe techniczne rozwiązania i biznesy, ale o korzyści, jakie z nich wyniesiemy my, wszyscy. Bo nie będzie sprawnej telemedycyny ani błyskawicznych diagnoz naszego zdrowia bez szybkiego analizowania i przesyłania danych do centrów medycznych. Bo nie będzie efektywnego zarządzania wszystkimi funkcjami miasta bez superszybkości w sieci. Bo nie będzie cyfrowej szkoły czerpiącej z milionów zasobów edukacyjnych i dającej szanse na ich równoczesną wymianę bez co najmniej 1 giga w szkołach.
CZYTAJ TAKŻE: Debata „Rz”: Na drodze do polskiego 5G – szanse i zagrożenia
Po drugie, nie będzie 5G bez dobrych, wysokich, opłacalnych inwestycji rynku – tylko podmioty rynkowe zbudują 5G, żadne państwowe wydmuszki. Ale te inwestycje potrzebują zachęt oraz w wsparcia z funduszy europejskich, o co już dziś trzeba zabiegać w programach: „Wsparcie łączenia Europy”, „Cyfrowa Europa”, „Horyzont Europa”. I ważne – żaden obszar nie może być wykluczony z 5G. Tylko wtedy korzyści ultraszybkiego internetu będą społecznie powszechne.
Po trzecie, opłacalność inwestycji wiąże się z tym, czy rygory dotyczące oddziaływania pola elektromagnetycznego zostaną w naszym kraju unowocześnione i dopasowane do współczesnych wymogów, a nie histerycznie będą podtrzymywane przepisy rodem z lat 70. Zupełnie dziś niepasujące do realnych norm zdrowotnych. Stare przepisy podrażają koszty inwestycji do niebywałych rozmiarów. Ale też uniemożliwiają np. umieszczanie małych nadajników w gęstej sieci budynków miasta – bo okazywałoby się, że człowiek musiałby stać w 6-metrowej odległości od tych budynków. Absurd!