Żaden z operatorów nie przepuści rebrandingowi, aby nie stwierdzić, że oto przyszły zupełnie nowe czasy i teraz to już będzie wspaniale. Za duży budżet, za fajna okazja. Poniedziałkowy show Telekomunikacji Polskiej też był taki. Ale przecież i ten, i każdy inny operator tak samo chciał sprzedawać usługi przed rebrandingiem, jak i po rebrandingu. Czy mu się to udaje decyduje nie tylko marka, ale zasięg sieci, popyt, oferta, posunięcia konkurentów. No i w przypadku Telekomunikacji Polskiej, także regulacje. Na tych sześć czynników w poniedziałek zmienił się jeden.

Według mnie z korzyścią dla grupy TP. I nie oceniam po swoim własnym sentymencie dla marki, ale po cichu wyrażanych przez operacyjnych kolegów z TP uwagach, że „stara, dobra Telekomunikacja Polska” ciąży im jak kula u nogi i chętnie by się jej pozbyli. Bo wcale nie kojarzy się dobrze ogółowi konsumentów. No więc udało się. Lance do boju, szable w dłoń i do sprzedażowej bitwy!

Czy pod flagą Orange grupa TP rozniesie rynkowego wroga, to bym się nie spodziewał. Po pierwsze, rynek ma swoją inercję, po drugie, konkurenci nie będą czekali, aż nowa oferta się rozkręci, po trzecie, to umiarkowanie wierzę w moc pakietowej oferty (choćby dlatego, że terminowe umowy utrudniają zerwanie z dotychczasowymi dostawcami, ale barier znalazłbym jeszcze kilka).

Tak więc sądzę, że pod znakiem pomarańczki grupę TP czeka dalej zwykły sprzedażowy mozół, w którym zresztą – uważam – pomarańczka będzie im pomagać skuteczniej, niż dwukolorowy ampersandzik.

Spodziewam się, że szykowne pomarańczowe lakierki, jakie wdział na poniedziałkowy show Maciej Witucki wylądowały gdzieś głęboko w szafie (albo zgoła w muzeum telekomunikacji), bo pora znów założyć gumofilce i wrócić do zwykłej orki.