Testy RPKOM.pl: Huawei Mate 20 Pro, czyli cudowne dziecko z dużą blizną

Publikacja: 21.12.2018 12:20

Dla jednych topowe urządzenie, dla drugich wizerunkowa porażka. Bezsprzecznie, Huawei Mate 20 Pro jest jednym z najlepszych i, co bardzo istotne, najbardziej wszechstronnych smartfonów spośród dotychczas wyprodukowanych przez wszystkich producentów.

Premiery chińskiego giganta zawsze są Wydarzeniami. Ludzie ze świata technologii, mody i celebryci tłumnie zjawiają się aby poznać najnowsze „dziecko” z fabryk potentata. Londyńska prezentacja należała do najdłuższych i nieco nudnawych. Na rekompensatę nie trzeba było długo czekać. Nowy flagowiec okazał się produktem wyjątkowym.

Płyta indukcyjna też może być piękna
Urządzenie jest bardzo eleganckie. Dobrze pasuje do dłoni, co w przypadku telefonu mającego 157,8 mm wysokości i 72,3 mm szerokości jest dużym osiągnięciem. Ważna jest także masa. 189 gramy to o 12 mniej niż głównego konkurenta czyli samsungowego Note’a 9. Różnica jest odczuwalna.

Jako, że do tej pory korzystałam z Huawei P20 Pro, zdziwiło mnie, że najwyższy model jest mniejszy. To w moim odbiorze zmiana na duży plus. Mam wrażenie, że coraz większa grupa osób jest zmęczona noszeniem bardzo funkcjonalnych „cegiełek” w kieszeniach. Nieporęczne wyświetlacze obsługiwane oburącz nie będą należeć do pierwszego wyboru takich klientów.

Tymczasem Mate’a można bez większego wysiłku obsługiwać jedną ręką. Co ważne tylna powierzchnia używanego przeze mnie modelu w niebieskiej wersji jest nieco karbowana, co zapewnia lepszą przyczepność i mniejsze negatywne efekty pozostawiania śladów palców na pleckach. Inaczej sprawa wygląda w przypadku klasycznego, czarnego koloru smartfona, który jest bardzo śliski.

W bryle można spostrzec analogiczne do poprzednika Mate 10 Pro rozwiązania i nawiązania do kolekcji P20. Wszystko jest jednak dobrze wyważone i przemyślane. Charakterystyczny notch czyli wcięcie nad wyświetlaczem jest punktem standardowym w 2018 roku dlatego nie przykuwa uwagi.

Trzy aparaty i dioda doświetlająca na plecach już w czasie premiery zostały mianowane „mobilną płytą indukcyjną”. Faktycznie, wyglądają inaczej niż w poprzedniku, ale też w całej reszcie modeli wszystkich producentów. Kwestią gustu jest czy się to rozwiązanie piękne czy tylko dobre. Korzystając od kilku miesięcy z P20 Pro często palcem wskazującym dotykałam ustawionego w linii najniższego „okienka”. W Mate 20 Pro nie mam tego problemu. Dodatkowo, jako atut postrzegam nowe, niespotykane do tej pory podejście w rozlokowaniu aparatów.

Wyścigówka
Jeśli chodzi o najcięższe „grzechy” urządzeń typu smart wielu użytkowników wymienia zawieszanie czy zbyt wolną reakcję na polecenia. W przypadku Kirina 980, czyli procesora implementowanego w Mate 20 Pro nie ma możliwości, żeby równoczesna praca kilku aplikacji zwolniła jego reakcje. Ośmiordzeniowy, podzielony na dwa chipset jest jednym najefektywniejszych dostępnych na rynku. Podwójny procesor NPU dedykowany modułowi sztucznej inteligencji jest w stanie przetwarzać ponad 4 tysiące obrazów w ciągu minuty, nie będąc tak łapczywym na energię jak jego poprzednik z numerem 970.

System z EMUI 9.0 Pie
Zarówno system Androida w wersji 9 Pie, jak i nakładka w wersji 9.0 nie zaskakują. Są poprawne. Nieprzeładowane. Proste w obsłudze, analogiczne do poprzedników. Wygodne jest z kolei nawigowanie po systemie gestami. Huawei nie jest w tej dziedzinie pionierem, ponieważ pierwsze działania na tym polu należą do Apple, ale chiński konkurent dobrze radzi sobie w tej materii.

Przyznaję, że przejście na telefony bez szybkiego wracania do ekranu głównego za sprawą szybkiego przeciągnięcia palcem czy przemieszania się między aplikacjami z zatrzymaniem opuszki wywoływało we mnie zgrzytanie zębami. Gesty wchodzą w krew, a mięśnie zapamiętują je z ogromną łatwością i zautomatyzowują w błyskawicznym tempie. Dla tradycjonalistów jest też opcja korzystania z tradycyjnych, znanych z poprzednich modeli rozwiązań.

Zestawienie słów smartfon i higiena brzmi dość niefortunnie. A jednak w Androidzei 9 Pie istnieje narzędzie nazwane Higiena Cyfrowa. Ma to być taki wewnętrzny cenzor, kontrolujący ile czasu spędzamy ze smartfonem w ręku, które z aplikacji zajmują najwięcej z tego czasu oraz kiedy w ciągu doby korzystamy z czego. Sztuczna inteligencja, pomoże zmienić nieco nasycenia barw przy sztucznym oświetleniu oraz pomoże odłożyć telefon przed (planowanym harmonogramem) zaśnięciem.

Do ciekawostek należy hybrydowy slot na karty SIM. Można tam zmieścić dwie karty z numerami, lub podmienić jedną na kartę pamięci nano-SD. Za jej sprawą można osiągnąć rzadko spotykane pojemności pamięci rzędu 1TB.

Wyświetlanie na ekranie

6,4 cala w proporcjach 19,5:9 w jakości WQHD+ (1440×3120 Px)- to matematyczna definicja najlepszego AMOLEDA dostępnego na rynku. Kolory są autentyczne, nieprzesycone, niekontrastowane tak mocno jak u poprzednika. Dodatkowo wśród licznych ustawień wyświetlacza można zdecydować się na najkorzystniejsze dla użytkownika tony w niemal każdym nasyceniu barw. Dla użytkowników walczących o każdą minutę na baterii producent zadbał o rozwiązanie zmniejszające zużycie energii przez wyświetlacz. Można więc mieć jakość HD, FHD+ lub najwyższą, cechującą się najlepszymi parametrami i największą zachłannością. W moich rękach telefon był cały czas w trybie FHD+ z krótkimi przerywnikami na oglądanie zdjęć czy filmików. Zmiana ta wynikała bardziej z faktu testów niż potrzeby faktycznej zmiany.

Innym, znanym i bardzo korzystnym rozwiązaniem jest przełączenie urządzenia w tryb ochrony wzroku, redukujący barwę niebieską na rzecz przyjaźniejszych oczom kolorów ciepłych.

Always on Display czyli Zawsze na Ekranie to znana z koreańskich smartfonów opcja za sprawą której na nieaktywnym wyświetlaczu widoczna jest godzina i ikony powiadomień. W chińskim produkcie widać więc wiadomości tekstowe i nieodebrane połączenia. Nie ma bowiem wsparcia dla zewnętrznych aplikacji takich jak Facebook czy Twitter. Oczywiście, jest dioda powiadomień, która informuje o każdej (wybranej przez użytkownika) aktywności. Mimo to AoD jest w mojej opinii opcją marnowania baterii. Szczególnie, że Huawei razem z Mate’m zaprezentował nowe smartwatche, które poza informowaniem o bieżącym czasie mają kilka dodatkowych funkcji. O nich jednak w kolejnej recenzji.

Co do jakości wyświetlanych treści zastrzeżenia mogę mieć w przypadku, kiedy wydawca postawił na niską jakość lub…. Gdy moje urządzenie złym zrządzeniem losu dostało wyświetlacz od LG…

W modelu Mate 20 Pro można trafić na bardzo dobry chiński wyświetlacz BOA lub kupiony od konkurującego na rynku smartfonów koreańskiego LG. W tym pierwszym przypadku: o radości!, wszystko działa bez zarzutu. W drugim: cóż, nikt nie zzielenieje z zazdrości oglądając „zzieleniałe” urządzenie. Koreańczycy z LG po raz kolejny wycelowali lufę w siebie. Nie dość, że popularność ich smartfonów spada, to jeszcze zła reputacja, która ciągnąć się będzie za dostawcą Huawei’a z pewnością nie pomoże. Na wyświetlaczach LG po bokach ekranu pojawiają się zielone przebarwienia, które mogą zasłaniać cały wyświetlacz. Pojawiło się wiele domniemanych przyczyn tego błędu. Najczęściej powtarzanym jest rozlewający się klej, który pod wpływem wyższej temperatury (w czasie kilkugodzinnej aktywności urządzenia) rozlewa się w warstwie, zajmując grawitacyjnie pola boczne, a dalej idąc na cały wyświetlacz.

Bolesny to cios, który Huawei próbuje zrekompensować wymianą urządzenia w wersji Door-to-Door. Niestety, nie po to użytkownik wydaje ponad 4 tysiące złotych, żeby czekać na podmianę. Szczególnie, że może na jednej podmiance się nie skończyć!! Zdarza się bowiem, że wadliwy egzemplarz wymieniany jest na …. Wadliwy egzemplarz…

Co jeszcze gorsze, producent przez pierwszych kilka dni twierdził, że przebarwienia w zakrzywionych ekranach to coś normalnego!! Oświadczenie za które powinny się posypać (nie tylko popiołem) głowy!!

Kolejne kroki to już racjonalne przyznanie się do problemu i naprawianie go poprzez wymianę. Szkoda, że cała seria z wyświetlaczami LG nie została zatrzymana w dystrybucji od razu.

Smartfony kontra lustrzanki

O zdjęciach robionych nowym flagowcem Huawei można napisać oddzielny, obszerny artykuł. Skok jakościowy, który nastąpił już w modelu P20, ewoluował jeszcze w nowym produkcie. Współpraca z Leicą wysforowała chiński koncern na pozycję lidera wśród mobilnej fotografii.

Trzy aparaty: 40 MPx (f/1.8), 20 MPx (f/2.2) i 8MPx (f/2.4) to kompilacja tego co najlepsze w mobilnej fotografii Mate by Leica. Pierwsze dwa uzbrojone są w sztuczną inteligencję, odpowiadającą między innymi za stabilizację obrazu (AiS). Drugi aparat jest superszerokokątny (120 st.), trzeci posiada teleobiektyw z optyczną stabilizacją obrazu (OiS).

Nie jestem mistrzem fotografii, nie mam jastrzębiego wzroku uchwycającego te najlepsze ujęcia. Mimo to każde zdjęcie robione w trybie automatycznym Mate’em 20 oglądam z zaciekawieniem. Po pierwsze jakość jest absolutnie ponadprzeciętna, po drugie pomaga sztuczna inteligencja, która mniej nachalnie niż w poprzednich modelach tu rozmyje tło, tu wyostrzy rysy, to rzuci mały „lifting” twarzy.

Na szczególne słowa uznania zasługuje tryb supermacro. Szerokokątne zdjęcia krajobrazów skruszą niemal każdego wyznawcę innych producentów. Kontrasty nie odbiegające od rzeczywistości, bez nadmiernego „podkręcania” kolorów, co niestety zdarzało się w poprzednikach. Do tego niedostępna do tej pory stabilizacja obrazu. Wadą jest, że trybu supermacro nie można ustawić ręcznie. Jest to kwestia, na którą uwagę zwrócą jedynie najbardziej zaawansowani użytkownicy. Wydaje się, że ten aspekt powinien zostać zmodyfikowany, aby uwolnić się od zarzutów ograniczania użytkowników.

Poprzedni flagowiec Huawei, P20 Pro, zestawiany był ze wszystkimi możliwymi konkurentami przede wszystkim w kategorii zdjęć nocnych. Większość z nich pokonywał bezsprzecznie. A że dla chińskiego producenta większość to za mało, w Mate 20 Pro zdjęcia nocne są jeszcze lepsze. Światło, a w zasadzie jego strzępy wychwytywane są i analizowane w trybie sztucznej inteligencji, co przekłada się na niespotykaną jakość ujęć w trybie słabego lub sztucznego oświetlenia.  Niestety, tryb nocny nie działa na zablokowanym ekranie. Oznacza to, że uchwycenie jak najszybciej dowolnego momentu jest możliwe, ale kosztem niższej jakości zdjęcia. Tryb aparatu bez odblokowywania działa błyskawicznie, z tym właśnie mankamentem.

Mniej czasu poświęciłam kręceniu filmów, co nie oznacza, że były one słabej jakości. Wręcz przeciwnie. Kilkuminutowe zapisy pokazywane na dużych monitorach komputerów czy telewizorów nie różnią się dla oka niespecjalnie wytrawnego widza od tych montowanych na potrzeby telewizji. Dużą w tym rolę odgrywa stabilizacja oraz inteligentne wyszukiwanie postaci i twarzy, które mają być wyraźne, mimo rozmytego czy nie w pełni ostrego tła. Mankamentem jest tryb slow motion, który ustępuje produktom Samsunga czy Sony, ale w moim przypadku wykorzystywany jest on bardzo rzadko. Nie jest to zdecydowanie kryterium przy wyborze smartfona.

Do tego pakietu dołączono przedni aparat, 24 MPx z przetwornikiem światła f/2.0, kontrolą głębi 3D oraz kilkunastoma dobrze zbilansowanymi filtrami. Zdjęcia z ręki nie pozostawiają żadnych złudzeń, który z producentów kusić będzie fotografią.

Najlepszą recenzją aparatu jest fakt, że jeden z kolegów dziennikarzy, od zawsze korzystający z lustrzanek, porzucił swój aparat na rzecz Huawei Mate 20 Pro i… nie ma zastrzeżeń. Tryb profesjonalny jest mocno rozbudowany i daje mu tyle samo opcji co w oddzielnym urządzeniu, a kręgosłup jest mu wdzięczny po zrzuceniu zbędnego balastu.

Moim zdaniem to obecnie najlepszy smartfon dla miłośników świetnych zdjęć.

Akumulator dla „mrówki”

Skoro urządzeniu stawiamy coraz większe wymagania, zmuszamy do wykonywania większej liczby zadań i efektywności, liczymy, że bateria podoła codziennym wymaganiom. Producent zadbał o dużą pojemność (4200mAH), dobrą jej konfigurację i błyskawiczne ładowanie.

Ergo: nie mam żadnych problemów z całodobowym korzystaniem ze smartfona bez lęku o dostęp do dodatkowego źródła prądu. Ładownie, za pomocą ładowarki SuperCharge dołączonej do zestawu, do około 70 procent zajmuje około pół godziny czyli poranny prysznic i parzenie kawy podłączenia da rozpęd na cały dzień nie tylko właścicielowi, ale także jego smartfonowi. Pełne ładowanie to 50-65 minut. Biorąc pod uwagę fakt, że można telefon ładować indukcyjnie, nie kłóci się z ładowarkami samochodowymi i (póki co) nie ma strat w czasie pracy mimo doładowywania po kilkanaście minut, akumulator Mate’a jest dla mnie dużym atutem.

W bonusie do Mate’a 20 Pro dostajemy funkcje, która daje nadzieję na to, że hasło: „warto się dzielić” powróci do języka czynnego. Pojemnością smartfona można się bowiem „dzielić”. Za sprawą wbudowanego oprogramowania i indukcyjnego ładowania, za obopólną zgodą dwóch użytkowników smartfonów, urządzenie mające więcej prądu doładowuje to, któremu energii brakuje. A wystarczy zbliżyć je plecami. Proste, wygodne i społecznie użyteczne.

Dźwięk ze złącza USB

Wśród wielu pozytywów jest też łyżeczka (niewielka!) dziegciu. Zaskakującym jest fakt, jak niewiele uwagi przywiązują producenci do funkcji podstawowych czyli do rozmowy telefonicznej, tak w trybie słuchawkowym jak i głośnomówiącym. Mate 20 Pro ma głośnik w złączu kabla USB typu C czyli w ładowarce. W codziennym użytkowaniu niby nic, a jednak w samochodzie przy włączonym do gniazdka ładowaniu jakość dźwięku jest przeciętna. To zaskakujące tym bardziej, że osoby zajmujące się biznesem (a miedzy innymi do nich kierowany jest produkt) często podróżują, korzystają ze słuchawek (o zgrozo, przez przejściówkę!) i mimo mediów społecznościowych często rozmawiają przez telefon.

Dźwięk wspomagany jest przez aplikację Dolby Atmos. I w zasadzie tyle w temacie. Nie wpływa to na lepszą jakość. W tej materii Mate Pro nie pasuje do najpotężniejszych „dźwiękowców”.

…. No i palca sczytywanie

Czytnik linii papilarnych przeniesiony został z tylnej obudowy pod warstwę wyświetlacza na ekranie. Nie jest to jeszcze rozwiązanie bezproblemowe, ale zdecydowanie lepiej dopracowane niż np. w najnowszym Xiaomi 8 Pro. Dla lubiących gadżety jest też identyfikacja twarzy czyli 3D Face Unlock.

Różnicą w porównaniu z P20 Pro jest fakt, że biometrycznemu czujnikowi potrzeba bardzo niewiele światła by rozpoznać właściwą osobę i dać jej dostęp do telefonu. Zczytywanie twarzy jest szybsze niż w poprzedniku i, po kilku miesiącach obcowania, udało mi się znaleźć sytuacje w których warto z niego korzystać. Nadal nie jest to kluczowa funkcjonalność, a jedynie ciekawa alternatywa dla odcisku palca czy kodu.

Wybór świetny, choć z ruletką

Jeśli ktoś chce podarować swoim najbliższym urządzenie bezsprzecznie z najwyższej półki, bardzo ładne, niezwykle funkcjonalne, będące kontynuacją dobrych doświadczeń i ewolucją tego co zawodziło, Huawei Mate 20 Pro jest zdecydowanie dobrym wyborem.

Są jedynie dwa aspekty, które mogą zaburzyć ten prezent. Pierwszy to jego cena. Za dobro tej klasy trzeba zapłacić sporo, dlatego 4300 złotych nie jest wielkim szokiem, ale uszczerbkiem budżetowym już sporym. Aby osłodzić wybór Huawei do swoich flagowców dołącza w przedświątecznej promocji tablet (który zdecydowanie można polecić).

Drugi to wyświetlacz. Historia wybuchającego Samsunga Note’a w wersji „zielonej” od chińskiego producenta przyszła w najmniej spodziewanym momencie. Nie milkły zachwyty po premierowych pokazach, kiedy część urządzeń zaczęła mienić się zieleniom wielu odcieni. Właśnie wtedy kiedy do rąk klientów, zachęconych wcześniejszymi produktami trafia smartfon wyjątkowy pojawia się też duża rysa na marce Huawei. Marce od kilku lat intensywnie budowanej jako synonim jakości i rzetelności, a także chińskiej precyzyjności.

Urządzenie można sprawdzić pod kątem wyświetlacza w następujący sposób.

Po uruchomieniu, ze sklepu Google Play należy zainstalować aplikację Device Info HW. W sekcji Ogólne znajdują się informację dotyczące ekranu dotykowegp. Tam właśnie należy szukać kodu BOE (Będzie Ogólny Entuzjazm) lub LG (Lepiej Go wymień).

Dla jednych topowe urządzenie, dla drugich wizerunkowa porażka. Bezsprzecznie, Huawei Mate 20 Pro jest jednym z najlepszych i, co bardzo istotne, najbardziej wszechstronnych smartfonów spośród dotychczas wyprodukowanych przez wszystkich producentów.

Premiery chińskiego giganta zawsze są Wydarzeniami. Ludzie ze świata technologii, mody i celebryci tłumnie zjawiają się aby poznać najnowsze „dziecko” z fabryk potentata. Londyńska prezentacja należała do najdłuższych i nieco nudnawych. Na rekompensatę nie trzeba było długo czekać. Nowy flagowiec okazał się produktem wyjątkowym.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Telekomunikacja
Uwaga na nowe pułapki w roamingu. Jak za granicą łączyć się taniej lub za darmo
Telekomunikacja
Gigant ogłasza przełom w łączności. To zupełnie nowa jakość
Telekomunikacja
To ma być przełom w tworzeniu ultraszybkiego internetu 6G. Znika wielka przeszkoda
Materiał Promocyjny
Mobilne ekspozycje Huawei już w Polsce – 16 maja odwiedzi Katowice
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Telekomunikacja
Eldorado 5G dobiega końca, a firmy tną etaty. Co z Polską?
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki