Serwis donosi, że kooperant Google’a wysłał osobom pracującym nad tłumaczeniami na tamtejszy rynek zakaz używania słowa „wojna” w kontekście inwazji na Ukrainę. Zamiast tego mają pisać o „nadzwyczajnych okolicznościach” (Moskwa określa ów brutalny atak Putina „specjalną operacją wojskową”). Decyzja ta, w sytuacji, gdy Google dość wyraźnie dotąd formował swoje antywojenne stanowisko, zaskakuje.

Gigant najwyraźniej na początku marca uległ jednak naciskom cenzury. Wtedy to osoby pracujące dla niego przy przekładach tekstów firmowych na rynek rosyjski otrzymały informację, że mogą pisać tylko o „nadzwyczajnych okolicznościach”. I jak to ujęto w wysłanym im komunikacie – zarządzenie ma być wdrożone ze skutkiem natychmiastowym.

Czytaj więcej

Ukraina ma skuteczny oręż. „Społecznościowa agencja wywiadowcza"

„The Intercept” podaje, iż e-mail wysłany został przez kierownictwo firmy tłumaczącej, a dotyczyć ma nie tylko tekstów, ale także interfejsów aplikacji dla Google i innych klientów – chodzi w tym m.in. o takie usługi dystrybuowane w Rosji, jak poczta Gmail, Google Maps, czy serwis AdWords. Co ciekawe, w przesłanym mailowo zarządzeniu poinformowano pracowników, że ci nadal mogą używać słowa „wojna”, ale w kontekście innych konfliktów zbrojnych.

Rosyjska ustawa o cenzurze, podpisana 4 marca przez Putina, nakłada surowe kary do 15 lat więzienia za rozpowszechnianie tzw. fałszywych informacji o rosyjskiej armii. Takimi są – wedle Kremla – określania „wojna”, czy „inwazja”, używane w stosunku do ataku na Ukrainę.