Przejęcie Twittera przez Elona Muska odbyło się w jego stylu. Najpierw dzień przed akwizycją wparował do siedziby platformy społecznościowej z umywalką, sugerując, że czas „spłukać brudy” jakie pojawiły się wokół serwisu, m.in. w kontekście blokowania kont, w tym byłego prezydenta Donalda Trumpa, czy profili prowadzonych przez boty). A w piątek – już po formalnym przejęciu za 44 mld dol. – zwolnił znienawidzonego prezesa Paraga Agrawala i członków zarządu. Co ciekawe, czystka sięgnęła dalej (abstrahując od tego, że planuje wyrzucić z pracy nawet kilka tysięcy pracowników) – jedną z pierwszych wyrzuconych osób była Vijaya Gadde, radczyni prawna i kluczowa dyrektorka Twittera. To właśnie ją uznawano za głównego „cenzora” platformy. Musk wielokrotnie ostro krytykował Gadde za decyzję o „bezprecedensowej cenzurze” artykułu „New York Post”, dotyczącego podejrzanych interesów syna prezydenta Joe Bidena. To również Gadde miała stać za decyzją o blokadzie konta Trumpa. Miliarder wielokrotnie wskazywał, że mająca indyjskie korzenie radczyni szafowała takimi blokadami na lewo i prawo. Jego zdaniem takie przypadki powinny być bardzo rzadkie i dotyczyć np. kont, które rozsyłają spam. Bloomberg donosi, że Elon Musk planuje teraz odblokować zablokowane wcześniej profile, w tym to Trumpa.

Czytaj więcej

Elon Musk zwolni 75 proc. pracowników Twittera. Zastąpi ludzi algorytmami?

Vijaya Gadde na koncie ma wiele kontrowersyjnych ruchów. Media za oceanem i w Azji wypominają jej m.in. opublikowanie w 2018 r. zdjęcia ówczesnego szefa Twittera Jacka Dorseya. Ten, podczas wizyty w Indiach, trzymał tabliczkę z napisem „Zmiażdżyć bramiński patriarchat”. Biorąc pod uwagę fakt, że w hinduizmie bramin to członek najwyższej klasy kapłańskiej, można domyśleć się jak wiele osób to zbulwersowało. Gadde próbowała przepraszać i przekonywała wówczas, że Twitter „stara się być bezstronną platformą, dla wszystkich”. Muska jednak nie przekonała. Choć próbowała. Tuż przed zwolnieniem polubiła jego tweet, w którym miliarder napisał, że podczas wizyty w centrali platformy spotkał wielu wspaniałych ludzi. Dzień później Gadde straciła pracę. Zwolnienia mogła spodziewać się od dawna. Portal Politico ujawnił, że podczas spotkania zarządu w kwietniu br., gdy dyskutowano możliwą akwizycję spółki przez Elona Muska, radczyni prawna i dyrektorka się rozpłakała. Z drugiej strony trudno się dziwić skoro na tym stanowisku – według różnych źródeł – miała zarabiać nawet 17 mln dol. rocznie.

Gadde odchodzi zatem w niesławie, atakowana w mediach społecznościowych przez zwolenników Muska. Pojawiają się pod jej adresem rasistowkie obelgi, jak np. „curry” (od nazwy hinduskiej przyprawy), nawiązujące do jej indyjskich korzeni. Z drugiej strony, czy teraz właśnie – bez „cenzury” – Twitter pod wodzą Muska będzie właśnie taki?