Jak podaje „Wired”, lokalne prawo nie tyle ogranicza funkcjonowanie Airbnb, co wręcz zakazuje usług oferowanych przez ów serwis. Nowe regulacje zakładają bowiem, że wszyscy „gospodarze” w Nowym Jorku muszą zarejestrować się w ratuszu. Ale mogą zrobić to tylko ci, którzy mieszkają w wynajmowanym miejscu, a co więcej są obecni, gdy „gość” przebywa w lokalu. Ponadto władze ograniczyły liczbę takich gości do zaledwie dwóch.
Airbnb próbowało walczyć z nowymi regulacjami w sądzie, ale przegrało. Ta sromotna porażka może jednak być dopiero początkiem fali zakazów dla tego typu platform najmu krótkoterminowego. Mieszkańcy skarżą się na sąsiedztwo domów, w których co parę dni pojawiają się nowi lokatorzy – chodzi o hałas (w mieszkaniach organizowane są głośne imprezy) i zaśmiecanie okolicy.
Czytaj więcej
Portale, które oferują wynajem krótkoterminowy, pozwalają na obniżenie kosztów podróży i doświadczenie lokalnego stylu życia. Niektóre zamieniły jednak ideę współdzielenia w czysty biznes. Fairbnb chce wrócić do korzeni i promować odróżowanie z dala od utartych szlaków.
Pod uwagę ten aspekt wzięli samorządowcy w innych miastach, które również zaczęły mówić „nie” platformom typu Airbnb. W Dallas najem ograniczono jedynie do kilku wyznaczonych dzielnic, w Memphis zaś, aby oferować mieszkanie gościom, należy posiadać specjalną licencję. Podobnie zresztą jest w kanadyjskim Quebecu. Niektóre miasta wprowadzają limity czasowe – i tak w San Francisco lokal najemcom można oferować tylko przez 90 dni w roku, z kolei w Paryżu przez 120 dnia, w Amsterdamie zaś – jedynie przez 30 dni. – Te przepisy są ciosem turystyki Nowego Jorku – alarmuje Theo Yedinsky, dyrektor w Airbnb.