Zgodnie z propozycją austriackiego rządu komentowanie czegokolwiek w internecie wymagałoby podanie imienia, nazwiska i adresu zamieszkania. Dane te byłby widoczne tylko dla serwisu, na którym komentowałby internauta – pozostali użytkownicy sieci nadal widzieliby wybrany przez komentującego pseudonim. Nie we wszystkich przypadkach trzeba będzie też podawać swoje dane, gdyż prawo dotyczyłoby serwisów mających co najmniej 100 tys. użytkowników, mających przychody na poziomie 500 tys. euro rocznie lub przyjęły rządową dotację w wysokości minimum 50 tys. euro.
Serwisy same będą mogły określić, w jaki sposób będą sprawdzały tożsamość użytkowników (i to one będą odpowiadać za prawidłowość danych). Ułatwieniem może być dla nich fakt, że od niedawna w Austrii każdy numer telefonu musi być zarejestrowany – tak jak w Polsce nie można już kupić i używać numeru telefonu anonimowo.
CZYTAJ TAKŻE: Internet to nie dżungla. Wielka Brytania walczy z hejtem
Kary za nie przestrzeganie przepisów przez serwisy internetowe mogą być wysokie – przepisy przewidują grzywnę do 500 tys. euro w przypadku pierwszego złamania prawa i grzywny idące w miliony w razie recydywy.
Propozycja nowego prawa, co zrozumiałe, budzi wątpliwości. Aktywiści praw cyfrowych z Epicenter Works twierdzą, że to „duże złamanie ochrony danych osobowych”. Przy czym aktywiści rozumieją cel, jakim jest ograniczenie agresji w sieci, po prostu uważają, że nie można tego robić za pomocą likwidacji podstawowych praw.