Internet to nie dżungla. Wielka Brytania walczy z hejtem

Jako pierwszy kraj w Europie Wielka Brytania ma projekt ustawy, która wprowadzi bardzo mocne mechanizmy kontroli użytkowników i zamieszczanych przez nich treści.

Publikacja: 10.04.2019 14:52

Londyn to europejska stolica firm technologicznych

Londyn to europejska stolica firm technologicznych

Foto: shutterstock

Brytyjska ustawa Internet Safety White Paper jest na etapie projektu, niemniej jej ostatnia wersja została przyjęta ledwie po dwóch dniach dyskusji i już wzbudziła duże kontrowersje. Mówiąc w skrócie, przewiduje ona stworzenie mechanizmu kontroli treści zamieszczanych przez użytkowników, a odpowiadać miałyby za to firmy takie jak administratorzy forów czy serwisy społecznościowe. W razie zamieszczenia przekazu będącego mową nienawiści, jak rasizm czy po prostu obrażanie innych, dane osoby zamieszczającej będą ujawnione bardzo szybko na wniosek np. organów ścigania.

CZYTAJ TAKŻE: Facebook bierze się ostro za fake newsy

Dodatkowo wiele nowych uprawnień zyskałby państwowy regulator, który mógłby nawet blokować serwisy, które nie dość skutecznie blokowałyby nielegalne treści. Wciąż wiele kwestii technicznych w dokumencie nie zostało wyjaśnionych, planowane są kilkumiesięczne konsultacje społeczne.

Wyzwanie dla gigantów

To w dużej części na firmy spadłby obowiązek filtrowania treści. – Nowe zasady dotyczące internetu powinny chronić społeczeństwo przed szkodliwymi treściami, wspierając jednocześnie innowacje, gospodarkę cyfrową i wolność słowa. Są to skomplikowane kwestie, które wymagają pracy i chcemy współpracować z rządem i parlamentem, aby zapewnić skuteczność nowych przepisów – mówi „Rzeczpospolitej” Rebecca Stimson, odpowiedzialna za politykę publiczną Facebooka w Wielkiej Brytanii. – Jak powiedział w ubiegłym miesiącu Mark Zuckerberg, nowe regulacje są potrzebne, aby stworzyć ustandaryzowane podejście na wielu platformach i aby prywatne firmy nie musiały same podejmować tak wielu ważnych decyzji – dodaje.

CZYTAJ TAKŻE:  Facebook jak „cyfrowi gangsterzy”

W Wielkiej Brytanii od razu po ogłoszeniu projektu podniosły się pełne emocji głosy, że to krok w kierunku wprowadzenia cenzury i ograniczenia wolności wypowiedzi. Krytycy projektu mówili nawet o zmierzaniu w stronę modelu cenzury znanego z Korei Północnej.

Z drugiej strony nawet liberałowie widzą, że problem z jakością internetowych treści jest coraz większy. Choćby rodzice nastolatków popełniających samobójstwa argumentują, że internetowe ataki mogły być powodem podjęcia przez młodych właśnie takiej fatalnej decyzji.

""

Foto: cyfrowa.rp.pl

Do tego dochodzi np. kwestia zamachu w nowozelandzkim Christchurch, którego sprawca transmitował zabijanie na Facebooku i przekaz ten trafił do wielu osób. Transmisja została zablokowana bardzo późno, w rezultacie nagranie trafiło w tak wiele miejsc, że nie da się go usunąć ze wszystkich. Facebook potroił do 30 tys. liczbę pracowników pracujących nad identyfikacją szkodliwych treści i bezpieczeństwem, a mimo to taka sytuacja miała miejsce.

Kolejne projekty

Australia wprowadziła już ustawę zobowiązującą firmy internetowe do skuteczniejszego usuwania treści o podłożu rasistowskim czy związanym z mową nienawiści. Także Singapur zapowiada penalizację publikowania informacji z założenia fałszywych, które są zagrożeniem dla bezpieczeństwa publicznego.

– Brytyjski projekt przepisów dotyczących bezpieczeństwa w internecie ma sens, ale na pewno trzeba go poddać konsultacjom. Jest na nie czas do 1 lipca, szczegóły rozwiązania trzeba tak dopracować, żeby nie doszło do przechyłu w drugą stronę, czyli zabicia dyskusji, jaka się toczy w sieci – mówi dr Piotr Toczyski, kierownik socjologicznej Pracowni Komunikacji i Mediów w APS im. Marii Grzegorzewskiej. – Patrzę na ten projekt z kilku perspektyw. 12 lat temu ze współautorami pierwszego raportu strategicznego IAB Polska twierdziliśmy, że trzeba stawiać na samoregulację branży interaktywnej. Brytyjski projekt kończy z samoregulacją – dodaje.

CZYTAJ TAKŻE: Portale będą musiały dzielić się zyskiem z twórcami

Zdaniem Piotra Toczyskiego to w amerykańskim podejściu do komunikacji społecznej internet jest dżunglą, w której wygrywa silniejszy. W europejskim podejściu jest ogrodem, który warto pielęgnować. – W tym roku na konferencji w Paryżu porównywaliśmy europejskie i azjatyckie podejście do pielęgnowania internetu i wygląda na to, że internetowe azjatyckie ogrodnictwo zaczyna zawstydzać Europę. Warto brytyjski projekt uważnie przestudiować i niektóre pomysły skopiować. Jednak szukając dobrych rozwiązań patrzmy na cały świat, także, paradoksalnie, na Daleki Wschód – dodaje Toczyski.

Nie wiadomo, jak do brytyjskiego pomysłu podejdą inne kraje europejskie. Na pytanie, czy Polska widzi konieczność takiej regulacji czy raczej poczeka na inicjatywę Komisji Europejskiej, resort przedsiębiorczości i technologii odesłał do Ministerstwa Cyfryzacji, które nie odniosło się do naszych pytań.

Globalne Interesy
20 lat więzienia i 100 mln dol. grzywny. W USA chcą zablokować DeepSeeka i chińską AI
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Globalne Interesy
Unia Europejska chce stworzyć rywala dla DeepSeeka i ChatGPT. Ale bez Polski
Globalne Interesy
To on stoi za DeepSeekiem i rzuca wyzwanie USA. Kto w Chinach buduje systemy AI?
Globalne Interesy
„Istotne dowody”. Chińska rewolucyjna technologia w cieniu podejrzeń
Globalne Interesy
Chińczycy mają już coś lepszego, niż budzący postrach w USA DeepSeek. Co potrafi Qwen?