Z najnowszych danych Check Point, firmy specjalizującej się w cyberbezpieczeństwie, wynika, że Killnet uderzał w tym roku głównie w domeny rządowych instytucji, policji i infrastruktury transportowej naszego kraju. Na celowniku znalazł się m.in. porty lotnicze. – Po tym, jak w lipcu zaatakowano kilkanaście portów lotniczych, co najmniej pięć systemów lokalnych lotnisk było zablokowanych, zmuszając operatorów do szybkiego działania i wprowadzania nowych zabezpieczeń – ujawnia Siergiej Shykevich, menedżer w Check Point Software. I zaznacza, że zagrożenie ze strony tej grupy nadal jest poważne.

Check Point tłumaczy, że Killnet to grupa tzw. haktywistów. Dotąd haktywizm kojarzył się ze spontanicznymi oddolnymi ruchami społecznymi w cyberprzestrzeni, ale w tym przypadku hakerów integruje działanie w imieniu określonej ideologii politycznej. Stali się oni aktywni po rosyjskiej inwazji na Ukrainie. Hakerzy skoncentrowali się na wspieraniu rosyjskich interesów geopolitycznych na całym świecie. Grupa twierdzi, że od końca lutego do września br. przeprowadziła ponad 550 ataków. Co ciekawe, tylko 45 z nich było wymierzonych przeciwko Ukrainie. Reszta „ciosów” wymierzona była w państwa wspierające naszego wschodniego sąsiada. Najwięcej z nich w Estonię (214) i Łotwę (103). W czołówce znalazła się również Polska (co najmniej 41 ataków na różne instytucje). To właśnie Killnet spowodował, że w lipcu kilka rządowych stron internetowych było niedostępnych. Wcześniej grupa uderzyła w systemy IT międzynarodowego lotniska Bradley w Connecticut (USA), czy platformy rumuńskiego Ministerstwa Obrony. W zeszłym miesiącu kremlowscy haktywiści po raz pierwszy zaatakowali Azję (uderzyli w serwery w Japonii).

Poza Killnetem w podobnej formule operują również inne promoskiewskie grupy cyberprzestępcze, jak Xaknet, From Russia with Love oraz NoName057. Ale haktywiści walczą nie tylko po stronie Putina. Przykładem jest IT Army of Ukraine – grupa została publicznie zmobilizowana przez rząd ukraiński do ataku na Rosję.