Technologia pozwala dziś już nie tylko na drukowanie drobnych elementów, ale tworzenie dużych i skomplikowanych konstrukcji. Przykładem może być amerykański producent Local Motors, który w 2014 r. w 3D wydrukował samochód, a dokładniej jego szkielet. W elektrycznym modelu Strati zarówno elementy nadwozia, podwozia, jak i wnętrza powstały za pomocą tej technologii. Ale powstających w 3D – mogłoby wydawać się – nietypowych konstrukcji przybywa. Coraz częściej sięga po to rozwiązanie medycyna. W ten sposób wytwarzane są modele ludzkich narządów, m.in. serca. W przygotowaniach do operacji i w trakcie samego zabiegu wykorzystują je m.in. w Szpitalu św. Wojciecha w Gdańsku. Coraz częściej drukowane są również protezy, m.in. dłoni. Wyprodukowanie jej zajmuje do kilkunastu godzin. Protezy 3D stosowane są nie tylko do uzupełniania kończyn, lecz także w protetyce dentystycznej. Podobnych zastosowań szybko przybywa. Powstała już nawet specjalna fundacja – e-Nable Polska – która zajmuje się m.in. zastosowaniami druku 3D w medycynie.

Ale równocześnie z jasną stroną tej technologii zrodziła się ta ciemna. Przykładem może być Liberator – model pistoletu, który każdy może sobie wydrukować. Wystarczy drukarka 3D, projekt pistoletu, który da się ściągnąć z internetu, a także gwóźdź, która ma pełnić rolę iglicy. Na pomysł stworzenia drukowanego śmiercionośnego narzędzia wpadł 25-letni student z Teksasu, czym wywołał burzę. Departament Stanu USA nakazał wycofanie z sieci instrukcji, a jej autor, Cody Wilson, został uznany przez magazyn „Wired” za jednego z najgroźniejszych ludzi na ziemi.

Nie zablokowało to jednak debaty w USA na temat broni palnej drukowanej z plastiku. W te wakacje w sieci znowu zaczęły się pojawiać instrukcje wydruku liberatora. Musiał interweniować sąd w Waszyngtonie, który zakazał w całym kraju publikacji tego typu plików.