Oznacza to, iż co roku globalne wydatki na ten cel będą rosnąć o ponad 5 proc. Zbroją się tylko kraje, które już taką broń posiadają. W kontekście wojny za naszą wschodnią granicą należy wskazać, że na tej liście nie ma Ukrainy. Ta w 1994 r. podpisała układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. I nawet po aneksji Krymu kraj utrzymał status, przez co – w świetle konfliktu z Rosją – znalazł się w niekorzystnej sytuacji.
Co ciekawe, przyspieszenie w zakresie uzbrajania się w kolejne głowice nie jest też zasługą Kremla czy Waszyngtonu, ale militarnych potęg Azji. Najszybszy wzrost w swoim arsenale jądrowym notować będą bowiem Chiny, Pakistan i Indie – prognozuje AMR. Bogactwo arsenału atomowych mocarstw jak Wlk. Brytania czy USA opiera się na całej palecie broni – od bomb lotniczych, przez międzykontynentalne pociski balistyczne, po rakiety wystrzeliwane z łodzi podwodnych. Od pocisków o zasięgu do 1 tys. km po takie pokonujące ponad 5 tys. km. Na początku zimnej wojny Stany Zjednoczone miały ponad 5,5 tys., a Rosja ponad 6,2 tys. głowic nuklearnych. Eksperci sądzą, że do końca dekady nastąpi powrót do tego stanu i obie strony będą dysponować po ok. 6 tys. głowic.