Najnowsze badania przeprowadzone przez inżynierów Oregon State University (OSU) dowodzą, że dowódca tzw. roju bezzałogowców bez problemu mógłby – dzięki wsparciu systemów AI – kontrolować flotę liczącą co najmniej setkę takich maszyn. A to otwiera zupełnie nowe możliwości prowadzenia misji wojskowych, częściowo autonomicznych. I nie chodzi tylko o akcje uderzeniowe czy rozpoznawcze, bo – jak pisze „Field Robotics” – tego typu rozwiązania mogą sprawdzić się także np. w gaszeniu rozległych pożarów czy misjach poszukiwawczych.
Jeden operator i 250 dronów
Badania OSU to element programu finansowanego przez DARPA (amerykańska agencja rządowa zajmująca się rozwojem technologii wojskowych) – chodzi o projekt OFFSET (Offensive Swarm-Enabled Tactics), w ramach którego przeprowadzono liczne analizy i eksperymenty, polegające na ocenie jakości kontroli nawet 250 dronów przez jednego operatora. Badano skuteczność tego rozwiązania i obciążenie dla człowieka sprawującego nadzór nad rojem. Testy prowadzono z wykorzystaniem różnych typów bezzałogowców i w zróżnicowanym środowisku (m.in. w zabudowie miejskiej). Co ważne, operator nie musiał sterować każdym z urządzeń z osobna, a tylko wydawał ogólne polecenia i wskazywał zadania. Nad koordynacją czuwały systemy sztucznej inteligencji.
Czytaj więcej
Tajemniczy start-up buduje flotę szturmowych dronów kamikadze – mają być tanie, nawigować mimo zakłóceń GPS i atakować cele wybrane przez system sztucznej inteligencji.
Nad rojami dronów zaawansowane prace prowadzą nie tylko Amerykanie. Swoją broń tego typu (wyrzutnie dronów) rozwijają m.in. Chińczycy. Ale to Izrael (w konflikcie z Hamasem w maju 2021 r.) jako pierwsza armia oficjalnie użył floty „samokomunikujących się i koordynujących wzajemnie” dronów.