Alcatel? Hmmm… coś mi to mówi. A tak, to był mój drugi telefon komórkowy! Taka cegiełka…
Tak mniej więcej zaczyna się większość rozmów dotyczących tej marki. Próżno szukać reklam na bilbordach czy w starych mediach. Na półkach sklepów z elektroniką też widać na pierwszy rzut oka produkty z tym brandem. Być może niesłusznie, bo Alcatel 5V to urządzenia bardzo porządne, o czym przy pierwszym kontakcie nie byłam przekonana.
Na zewnątrz tradycyjnie
Alcatel 5V jako, że jest aspirującym do awansu budżetowcem ma plastikową obudowę. Niebieski kolor niektórych razi innych zachęca (szczególnie ponurą, jesienno-zimową aurą). Mankamentem jest to, że podobnie jak szklane flagowce materiał bardzo się brudzi. I tutaj kolejny plusik. W zestawie znajduje się przezroczyste etui, bardzo dobrze dopasowane do smartfona. Z tyłu znajdziemy czytnik linii papilarnych (wygodnie położony, działający…. Różnie), oraz dwa obiektywy aparatów. Elementy w kolorze niebieskim ze srebrnymi obramowaniami. Bardzo eleganckie, zaskakująco dobrze wykonane.
Z przodu wrażenie „wyjątkowości” gaśnie od pierwszego rzutu oka. Niby notch jest w tym roku (prawie) wszędzie, ale w 5V jest on… duuuuży. Bezzasadnie zmarnowano sporą część powierzchni ekranu. W obronie staję dioda powiadomień, głośności/dzwonka i godzina, której moje oko nie szuka po lewej stronie wcięcia. Po prawej informacja o poziomie naładowania baterii oraz informacje o sieci.