
Oczywiście prym w całym zamieszaniu wiodą operatorzy usług mobilnych, a dokładnie z racji tego, że u nich jest największy kłopot z określeniem przepustowości, jaką realnie będzie dysponował klient. Przepraszam, na upartego da się to określić. Niżej niż 9600 kbps raczej nie będzie. Tylko kto w dobie wszechobecnego wariactwa „więcej, szybciej, lepiej” kupi usługę o przepustowości modemu analogowego?
Kolejna rzecz, to problem, jak tą przepustowość mierzyć. Karkołomnego zadania wprowadzenia rozmaitych mechanizmów i wskaźników kontrolnych podjął się UKE, jeszcze za czasów byłej Pani Prezes. Niestety zmiana na tym stanowisku nie wniosła do zagadnienia nic nowego poza próbą zbudowania przez UKE platformy do testowania łączy.
Problem z mierzeniem przepustowości jest jednak poważny, bo:
1. Operatorzy komórkowi mają najwięcej za uszami. Niestety – opisywane w reklamach przepustowości nijak mają się do rzeczywistości. Nawet technika u operatorów półgębkiem przyznaje, że tyle co w reklamie, to nigdy w życiu. Poza tym „lejek” po przekroczeniu limitu transferowego sprawia, że łącze zasadniczo staje się bezużyteczne, ale jest no limit! Bla, bla!