Po zapoznaniu się z komentarzem Pana Robert Kośli, dyrektora departamentu cyberbezpieczeństwa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów na temat publikacji zmienionej wersji nowelizacji ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa, nie mam wątpliwości, że Rząd po raz kolejny dąży do zmiany praw i wolności obywateli, w tym przypadku podmiotów z branży IT, „pod osłoną nocy”. Normy Konstytucji wydają się nie przeszkadzać rządzącym tak w procesie legislacyjnym, jak i w projektowaniu przepisów nowelizacji.
CZYTAJ TAKŻE: Robert Kośla, Kancelaria Premiera: Nie chcemy nikogo wykluczać z rynku 5G
Na wstępie podkreślam, że każda zmiana prawa wymaga konsultacji społecznych. Prawo do zajęcie stanowiska w procesie ustawodawczym stanowi urzeczywistnienie wpływu społeczeństwa na porządek prawny.
Do styczniowej wersji projektu ustawy o zmianie ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa wprowadzono szereg zmian. Przedstawiciel Kancelarii Premiera przyznaje, że wprowadzanie zmian do projektu zajęło sporo czasu. Dodano m.in. kompetencje dla ekspertów prowadzących analizy cyberzagrożeń i przewidujących ich potencjalny wpływ na bezpieczeństwo usług zapewnianych przez podmioty krajowego systemu cyberbezpieczeństwa. Eksperci będą badali bezpieczeństwo łańcucha dostaw produktów, usług i procesów teleinformatycznych wykorzystywanych w krajowym systemie cyberbezpieczeństwa, w szczególności przez operatorów usług kluczowych.
Pan Dyrektor przyznaje, że Rząd nie zamierza pytać branży o opinię na temat szeregu nowych przepisów dodanych do projektu. Czyżby monopol na mądrość? Otóż nie. Uzasadnienie zaniechania przedłożenia projektu do konsultacji jest takie, że z góry wiadomo, że opinie będą na pewno negatywne, dlatego nie ma sensu tego robić. Do tej pory myślałem, wzorem mistrza Krasickiego, że „prawdziwa cnota krytyk się nie boi”. Przedstawiciel Kancelarii Premiera jednak inaczej uzasadnia brak zainteresowania opiniami specjalistów: „mamy doświadczenia z wprowadzania rozporządzenia z art. 175d Prawa telekomunikacyjnego. Przeprowadziliśmy wtedy trzy serie konsultacji publicznych i de facto nie doprowadziły one do polepszenia tego dokumentu. Zawsze któraś ze stron była niezadowolona. A przecież treść rozporządzenia była bardzo krótka – zawierała 3 paragrafy rozpisane na 2 stronach”.