Po zamknięciu sklepów w centrach handlowych firmy zostały z masą towaru. Jedyną formą sprzedaży jest online, który nie będzie jednak w stanie przejąć roli stacjonarnych sklepów.
– Sprzedaż niektórych naszych marek rośnie trzycyfrowo, ale w 2019 r. online odpowiadał za 14 proc. sprzedaży. Nie jest możliwe, aby ten kanał zrównoważył pozostałe – mówi Grzegorz Pilch, prezes VRG, właściciela marek Vistula, Wólczanka, Deni Cler czy W.Kruk. – Oczywiście będzie nasilenie akcji promocyjnych czy wyprzedaży w trakcie sezonu. Nikt nie chce zostać ze starym towarem, którego jesienią nie uda się sprzedać – dodaje.
CZYTAJ TAKŻE: Sklepy internetowe toną w zamówieniach. To już korek
Zwiększenie e-handlu nie jest takie proste, ponieważ działa już wielu sprzedawców skoncentrowanych na tej formie sprzedaży i oni również zabiegają o uwagę i wydatki konsumentów. – Widzimy wzmożoną aktywność związaną z wyprzedażami. Marki znacznie wcześniej je rozpoczęły. Najważniejsze teraz jest zachęcenie klientów do skorzystania akurat z tej promocji i w tym sklepie – podkreśla Marta Kaleta – Domaradzka, koordynator ds. marki i komunikacji, Grupa Domodi.
Działania firm na tym polu zaczynają przyspieszać. – Wprowadziliśmy darmowe dostawy i zwroty oraz wydłużony czas na zwrot, żeby zapewnić klientom maksymalną wygodę zakupów z domu. Natomiast nawet przy takiej sprawnej reorganizacji udziały sprzedaży online nie są w stanie skompensować braku przychodów tak dużej sieci z ponad setką salonów – przyznaje Paweł Kapłon, prezes Paan Capital, właściciela Tatuum.