W Izraelu, jednej z najbardziej innowacyjnych gospodarek świata, większość dojrzałych spółek ma programy akceleracyjne, w których przegląda propozycje startupów i zaprasza do testowania u siebie ich rozwiązań w rzeczywistym środowisku. Korzyść jest obopólna. Przykładów jest mnóstwo, jeden z izraelskich startupów testował swoją technologię w dużej lokalnej sieci handlowej, co umożliwiło udoskonalenie jego rozwiązań, a następnie z takimi referencjami ekspansję zagraniczną. Partner w zamian za „wpuszczenie” do swej sieci i wsparcie startupu wziął niewielki udział w firmie, ale był bezpośrednio zaangażowany w rozwój tego biznesu. Dziś wspomniany startup ma kilkaset milionów dolarów wartości i jest firmą globalną. Od umiejętności absorpcji takich rozwiązań w Polsce zależy, czy nasze startupy będą stawały się globalne. Podobnych biznesów i pomysłów są przecież tysiące, od Doliny Krzemowej w Kalifornii, przez Izrael po Singapur. Od tego jak lokalny kapitał wesprze młode firmy i zaopiekuje się nimi, zależy ich sukces na konkurencyjnym globalnym rynku. Sukces to nie tylko kwestia potencjału intelektualnego startupu, ale też możliwości przetestowania i rozwinięcia produktu w rzeczywistym świecie.
Mamy już przecież PZU, PKO i inne banki, które mają własne akceleratory i wspierają startupy.
To za mało. Wymienił Pan dwie spółki z sektora finansowego. Ważne jest to, by rząd wspierając innowacyjność tworzył przyjazny klimat inwestycyjny, w którym duże firmy będą chciały wydawać środki na innowacje. A tu mamy paradoks związany z ryzykiem. Wiele startupów nie przeżywa pierwszych dwóch lat, taka jest natura rzeczy. Trzeba jednak podjąć ryzyko wspierania ich, licząc się że wprowadzane innowacje mogą nie dać oczekiwanych rezultatów, wręcz być porażką. Tyle, że duże spółki państwowe takiego apetytu na ryzyko nie mają, bo konsekwencje porażki mogą się potem długo ciągnąć za decydentem. Następcy będą go rozliczać i kwestionować, dlaczego nie zastosował rozwiązania powszechnego, stabilnego, znanego od wielu lat. Tylko, że nie innowacyjnego.
Inaczej jest w przypadku sektora prywatnego i funduszy private equity. W każdej z naszych spółek jako element strategii wprowadzamy transformację cyfrową. Inwestujemy, ryzykujemy dużo, ale kilka tych projektów, które zakończy się dużym sukcesem, pociągnie resztę przedsięwzięć.
Czy państwo poza tworzeniem warunków do rozwoju powinno się angażować w bezpośrednie wspieranie startupów, np. przez PFR?
Gospodarka jest ekosystemem, a jej długofalowy rozwój poprzez nakazy po prostu nie jest możliwy. Od trzech lat stabilność i przewidywalność regulacyjna pogorszyła się, nie bez wpływu na skłonność sektora prywatnego do inwestycji a to fatalny prognostyk, bo to prywatny biznes ciągnie naszą gospodarkę. To wciąż przecież zdecydowana większość PKB. Firmy Private Equity są bardzo istotnym elementem wspierającym innowacyjność, niekoniecznie inwestując w startupy. Np. znajdująca się w naszym portfelu siec handlowa Żabka wspólnie z koncernem Microsoft zaprosiła grupę ośmiu polskich startupów do programu „sklep przyszłości”. Takie sklepy mają m.in. Amazon Go w Seattle, czy JD.com w Pekinie. W Polsce wspólnie z rodzimymi firmami na globalnej platformie software’owej Microsoftu tworzymy taki sklep przyszłości.. Gdzie można dostać spersonalizowaną ofertę, np. na podstawie historii zakupów, lokalizacji klienta czy aktualnej pogoda, itd. Możemy proponować to, na co klient może mieć w danym momencie ochotę. Mamy też firmę, która pomaga w rozliczeniu – produkt, po który sięga klient w tym samym momencie jest automatycznie dodawany do listy zakupów, co umożliwia elektroniczne zapłacenie za niego , bez potrzeby stania w kolejce, co oznacza również oszczędność czasu dla franszyzobiorcy prowadzącego sklep. To pilotaż, chcemy, by w Polsce powstało w niedługim czasie pięć takich sklepów.