Wybuch epidemii koronawirusa wywarł negatywny wpływ na wiele biznesów, w tym i producentów elektroniki. Według analiz firmy Canalys, w wyniku ograniczeń związanych z lockdownem, sprzedaż komputerów tylko w I kwartale spadła o 8 procent. Nie pozostało to bez wpływu na sytuację serwisów świadczących tzw. usługi opieki posprzedażowej. Jedną z firm, które ucierpiały, była rodzima sieć Fixit. Serwis, obsługujący m.in. klientów LG, Logitech, Mio, czy D-Link, to jeden z wiodących graczy w kraju.
Nieubłagana statystyka
– Nigdy wcześniej liczba reklamacji nie spadła u nas o 50 proc. w stosunku do porównywalnego okresu roku poprzedniego lub nawet z miesiąca na miesiąc. A to właśnie się stało w czasie pandemii. Nigdy przedtem nie byliśmy też zmuszeni do zamknięcia jednego z naszych oddziałów i wypróbowania w praktyce naszego Disaster Recovery Plan. Była to reakcja na podejrzenie zakażenia koronawirusem jednego z pracowników – mówi Mariusz Ryło, prezes Fixit.
CZYTAJ TAKŻE: Zapomnij o serwisie. Naprawa smartfona w domu klienta
Niemniej jednak, jak zapewnia, udało się spółce wyjść obronną ręką z kłopotów związanych z pierwszymi miesiącami lockdownu.
Prezes Fixit liczy, że popyt wróci na stare tory. Według danych Counterpoint, w zeszłym roku producenci smartfonów sprzedali na świecie ponad 1,48 mld tego typu urządzeń. A to ledwie wierzchołek góry lodowej, która tworzy dziś rynek elektroniki. – Nie ulega wątpliwości, że w przyszłości elektronicznych gadżetów będzie tylko przybywać. To prawdziwa woda na młyn dla firm świadczących usługi serwisowe. Liczba urządzeń, które nosimy przy sobie, stale rośnie. Przykładem jest rozpowszechnienie urządzeń tzw. wearables, których popularność będzie rosła – kalkuluje Mariusz Ryło.