Działalność spółki opiera się na przekształcaniu biur w przestrzenie do coworkingu i ich wynajmie. W ten sposób mniejsze firmy czy freelancerzy nie muszą pracować z domu, tylko za miesięczną opłatą mają dostęp do biurek, sal konferencyjnych oraz możliwość interakcji z innymi osobami, które pracują w tej samej przestrzeni (w Warszawie są cztery przestrzenie oferowane przez WeWork).
CZYTAJ TAKŻE: Startupy nakręcają popyt na biura coworkingowe
Pochodzący z Nowego Jorku startup, współzałożony w 2010 r. przez Adama Neumanna, jest wyceniany na niemal 47 mld dol. (strata firmy w pierwszym półroczu wyniosła 900 mln dol.). Wycena rośnie, chociaż według wyliczeń serwisu CBS News WeWork traci na każdym użytkowniku aż 5,2 tys. dol. rocznie. To 24 razy więcej niż strata Ubera na pojedynczym przejeździe zamówionym w aplikacji. Jednocześnie WeWork podwoił swój przychód rok do roku (w pierwszej połowie 2019 r. wyniósł on 1,5 mld dol.).
Dodatkowe kontrowersje budzi to, na ile WeWork jest startupem technologicznym, na jaki się pozycjonuje (słowo „technologia” pada w opublikowanym przed IPO formularzu S-1 aż 110 razy), a na ile zajmuje się po prostu… wynajmem przestrzeni biurowych.
CZYTAJ TAKŻE: Jednorożce chcą zostać bykami na Wall Street